„[…] upadek Gibsona zamyka pewną epokę w kulturze Zachodu. Była to epoka katolickich idoli, którzy ucieleśniali nasze prywatne marzenia o bezgrzeszności. Dla wielu chrześcijan gwiazdor Hollywoodu był bowiem dotąd alfą, omegą, hymnem, kolędą i innymi symbolami nieomylności […]. Po premierze <Pasji> nawet starsze panie z kółek różańcowych uśmiechały się na widok Mela, widząc w nim kandydata na ołtarze. Cóż, trzeba przyznać, że Gibson w wersji katolickiego supermana prezentował się nader korzystnie: jako przykładny ojciec i mąż, obrońca tradycyjnych wartości, a do tego przystojny i inteligentny mężczyzna.
W filmie o chrześcijańskim życiu Mel był jedną z pierwszoplanowych postaci. My byliśmy statystami. […] zazdrościliśmy Gibsonowi pewności zbawienia, bo jeśli on wyrabiał sto procent moralnej normy, nam z trudem udawało się wykonać czterdzieści. […]
Nie wiem, jak potoczą się dalsze losy Gibsona, ale cieszę się, że pękł balon hipokryzji i nikt nie będzie już bił mu pokłonów. Może dzięki temu stracimy złudzenia, że chrześcijaństwo polega na bezgrzeszności, i przestaniemy być statystami. I nareszcie znajdzie się robota dla Tego, który zszedł na Ziemię, by dać zbawienie grzesznikom. Bo wbrew pozorom film o Gibsonie wcale się nie skończył. Jedynie sam Mel przestał go reżyserować. Pierwszy skutek jest taki, że główny bohater zgłupiał na punkcie młodej laski, ale kto wie, jakie zakończenie szykuje nowy reżyser.”
Wojciech Wencel
Cały felieton można przeczytać na blogu autora na stronie „Wprost”.
22 kwietnia 2009 o 13:04
Ten tekścik WW zgrabnie rymuje mi się z wczorajszą notką Filipa. Obaj mówią o końcu pewnej epoki. Gwiazdor-katolik w Hollywoodzie był przecież duchowym powinowatym rozmaitych tzw. katolickich przedsiębiorców. I wszyscy oni okazali się zwykłymi hipokrytami.
Może więc wreszcie sukces w show- czy jakimkolwiek innym biznesie szczęśliwie przestanie wkrótce uchodzić za probierz jakości naszego współczesnego chrześcijaństwa. Tak właśnie katolicyzm zrzuca obcy sobie w istocie garb kalwińskich zabobonów, wmawianych nam latami przez pożytecznych idiotów konlibu, również tych w sutannach.
Nie oszukujmy się: jeśli już, to do bycia takim probierzem nadaje się już znacznie bardziej gotowość na poniesienie całkowitej klęski. Śladem jedynego wzorca osobowego godnego naśladowania.
Odpowiedz
22 kwietnia 2009 o 16:22
ze im gorzej tym lepiej? nie, nie, w ten sposob to ja swojego tekstu na sztandary neomesjanizmu nie zamierzam dawac,
i nie oszukujmy sie, Obserwatorze, ani Ty ani ja nie mamy gotowosci na poniesienie calkowitej i takze niecalkowitej kleski, trzeba to jasno wyartykulowac
Odpowiedz
22 kwietnia 2009 o 21:45
O tym akurat nie sposób się przekonać inaczej niż doświadczalnie, za czym rzecz jasna nikt przy zdrowych zmysłach nie tęskni, ale też warto o takiej perspektywie pamiętać, bo zawsze jest na wyciągnięcie ręki, stąd zwracam uwagę na kluczowe w moim poprzednim wpisie słowa „jeśli już” :-)
Odpowiedz
22 kwietnia 2009 o 21:50
Nie wiem, czy jest to faktycznie „koniec pewnej epoki w „kulturze Zachodu”. Nie posuwałbym się aż tak daleko, bo pewnie jeszcze niejeden Mel Gibson się pojawi. Tak się składa, że żyjemy w czasach popkultury kreującej nowych pięciominutowych bożków i chrześcijanie też temu ulegają. Swoją drogą Jan Paweł II inteligentnie to wykorzystywał.
Zresztą pozwoliłem sobie już na ten temat wyrazić opinię wcześniej gdzie indziej: http://terezjusz.blogspot.com/2009/04/dobry-autorytet-to-martwy-autorytet.html
Odpowiedz
Obserwator Napisał:
kwiecień 22nd, 2009 o 22:03
Pojęcie epoki, jak legion innych, mocno się zdewaluowało, odkąd rzadko która liczy więcej niż kilkanaście lat, więc używam go ironicznie. Precyzyjniej byłoby powiedzieć o zmierzchu pewnego złudzenia – wzorca osobowego człowieka poświęconego sukcesu, katolika, któremu się powodzi itp. A że dobry autorytet to martwy autorytet, z tym nie sposób się nie zgodzić, bo w takiej perspektywy nawet przewiny typu melowego jawią się we właściwszych, mniej dramatycznych niż na gorąco proporcjach :-)
Odpowiedz
04 maja 2009 o 10:32
Gdbyby Mel Gibson był bezgrzeszny , to by znaczylo , że jest Bogiem , albo kimś naznaczonym przez Boga. A to tylko i AŻ wspaniały , poszukujacy , utalentowany człowiek. Zrobił coś złego ? Niemoralnego? A ile zrobił dobrego – o to trzeba pytać , faryzeusze.
http://lexsecuritypl.wrzuta.pl/plik/9fXT2XPR2ZC/khp-gm.12
http://chomikuj.pl/khpgM
Odpowiedz