Magazyn „Europa”, dodatek do „Dziennika”, przynosi dzisiaj recenzję „Życia i losu” Wasilija Grossmana pióra Filipa Memchesa oraz osnutą na wątkach tej książki rozmowę z Adamem Pomorskim.
Jak pisze Memches, „Bohaterowie książki zaplątani są w krwawy dramat drugiej wojny światowej: walczą pod Stalingradem i w innych miejscach, próbują przetrwać w obozach jenieckich, gettach i gułagach. Mamy tu bogatą galerię portretów: żołnierzy i oficerów Armii Czerwonej oraz Wehrmachtu, komisarzy ludowych i gestapowców, ludzi wszystkich warstw społecznych i różnych narodowości, katów i ofiar. Epopeję Grossmana czyta się niczym gigantyczny (879 stron!) reportaż. […] autor „Życia i losu” uczestniczył w największych bitwach frontu wschodniego jako korespondent wojenny”.
Jednak choć „Grossman podąża podobnym tropem co zachodni myśliciele zgłębiający naturę totalitaryzmu”, to jego książka nei jest manifestem „utraty wiary we wszelkie wartości, w sens jakiegokolwiek cierpienia, a nawet w samego Boga, którego – w przekonaniu ludzi stojących wobec perspektywy całkowitego unicestwienia – zabrakło”. Co więcej, „Życie i los” daje „odpowiedź na tragizm XX-wiecznej historii”, i to taką, w której „zachowana została nadzieja”.
Memches zwraca uwagę na „znamienne słowa wypowiedziane przez jednego z bohaterów, Ikonnikowa: <Widziałem straszliwe cierpienia chłopstwa, a przecież kolektywizację zaprowadzono w imię powszechnego dobra. Ja w dobro nie wierzę, wierzę w dobroć>”. Zdaniem recenzenta bowiem, „właśnie dobroć zwykłych ludzi pozwala wedle Grossmana przeciwstawić się pokusie nihilizmu, która nachodzi nas w obliczu bezmiaru zła”.
Pytany o aktualność powieści Grossmana, Adam Pomorski stwierdza, że stanowi ona „wielkiej miary literackiej prawdomówne świadectwo epoki – bądź co bądź epoki ludobójstwa. A ludobójstwo nie przedawnia się ani jako zbrodnia, ani jako problem moralny”. Według niego, „Życie i los” mieści się w tej samej kategorii „wielkiej literatury i lektury obowiązkowej”, co „Opowiadania kołymskie” Szałamowa, proza Sołżenicyna, wspomnienia Nadieżdy Mandelsztam, „Stroma droga” Jewgienii Ginzburg.
Choć dziś do inspiracji książką Grossmana przyznają się tak głośni pisarze, jak Jonathan Littell, początkowo budziła ona na Zachodzie sprzeciw. „Dla paryskiej lewicy intelektualnej szokiem było zrównanie dwóch totalitaryzmów: sowieckiego i nazistowskiego – mówi Pomorski. – Wojnę ZSRS z III Rzeszą Grossman przedstawił jako zderzenie dwóch partyjnych państw narodowych – zderzenie, które pozwoliło Stalinowi z ulgą pozbyć się balastu XIX-wiecznej mrzonki internacjonalizmu. […] był bodaj pierwszą osobą na terenie ZSRS, która sformułowała taką tezę na piśmie. I jeszcze coś: Grossman ukazał antysemityzm jako jeden z motorów ideologicznych nie tylko nazizmu, lecz i komunizmu.”
18 lipca 2009 o 11:50
Czytając o „lapidarności tego zupełnie nietołstojowskiego eposu, a także narzuconej sobie przez Grossmana powinności psychologicznego i faktograficznego konkretu”, aż prosiłoby się, żeby zestawić „Życie i los” z „Nie trzeba głośno mówić” – bliskim zarówno rozmiarami, jak i metodą pisarską (Mackiewiczowskie pojmowanie prawdy jako ścisłej rzeczowej zgodności z zaobserwowaną rzeczywistością).
Odpowiedz
Nanek Napisał:
lipiec 20th, 2009 o 9:59
Kurde, Obserwatorze, czytając wpis o Grossmanie od razu pomyślałem o Mackiewiczu! A potem Twój post, szok normalnie.
Odpowiedz
21 lipca 2009 o 19:58
nie wymagajcie ambitnych tekstow od zwyczajnego wyrobnika, ktory nie ma ostatnio czasu na refleksje, skojarzenia, porownania itd.
Odpowiedz
01 września 2009 o 21:08
Z Mackiewiczem jak z Platonem – niby w tych najlepszych literacko dialogach przeciwnicy Sokratesa mają mocne argumenty i Sokrates nie ma lekko, ale zawsze w ostatniej chwili autor jednak położy rękę na wadze i przechyli w odpowiednią stronę. Zwracam uwagę na scenę z wiewiórką i czołgiem. Jak znajdziecie mi u Mackiewicza analogiczną wiewiórkę po stronie sowieckiej – kłaniam sie po polsku czapką do ziemi. A tak to myślę, że nie prawda była dla niego najbardziej interesująca – tylko przekonanie do własnych tez politycznych. Choć niekiedy talent i wrażliwość jednak się przebijają przez tę warstwę polityczną. I tak – temat żydowski nie jest wpisany w schemat polityczno-historiozoficzny (komunizm to zaraza itd). Tu Mackiewicz faktycznie nie politykuje, tylko opisuje. No ale w kwestii narodowej generalnie nie można się przyczepić do niego. Natomiast komunizm według niego kasuje narodowość a razem z nią – człowieczenstwo. Przesadził. Ja tam jestem komunistą, a zarazem jestem sympatyczny.
Odpowiedz
barbarzyńca Napisał:
wrzesień 2nd, 2009 o 15:36
a ja nazista i tez jestem sympatyczny
Odpowiedz