Ars poetica
Głęboko wierzę w ideały scholastyków, którzy piękno, prawdę i dobro traktowali jako całość. Staram się kontynuować nurt twórczości opisany przez Jacques’a Maritaina w książce „Sztuka i mądrość”. Poeta jest rzemieślnikiem powołanym do odkrywania w widzialnym świecie rzeczywistości niewidzialnej i wyrażania jej w języku. Poezja biegnie drogami „wzniosłymi i ukrytymi”, które są tajemnicą Boga. Rola artysty sprowadza się do kontemplacji i ciężkiej pracy nad formą. Jeśli miałbym wskazać twórców, z którymi łączy mnie kod genetyczny, byliby to Thomas Stearns Eliot, Rainer Maria Rilke, Jan Zahradniček, Zbigniew Herbert, Josif Brodski, Czesław Miłosz i Józef Czechowicz. A przede wszystkim Bohuslav Reynek, którego uważam za najwybitniejszego poetę XX wieku.
Bajka
Chłopiec trzy i pół kilo oczy ma po mamie
już nie płacz księżyc ziewa i za chwilę zaśnie
bociany noszą dzieci dzieci lubią misie
no jedz grypa w przedszkolu zachowuj się ciszej
trzy gole na wuefie wakacje nad morzem
jutro pod multikinem o tej samej porze
póki co mieszkasz z nami więc naucz się słuchać
nie poszedł na egzamin niedojrzały gówniarz
ojciec-szklarz matka-szyba dokąd się tak spieszysz
ty grasz a obiad stygnie powinnaś się leczyć
pożyczyłem notatki nie wiesz z czego pyta
musi pan jeszcze wpisać znajomość języka
kocham cię na mieszkanie na pewno wystarczy
dziewczynka cztery kilo wakacje w Chorwacji
najważniejsze jest zdrowie reszta sama przyjdzie
premie za nadgodziny nagany za picie
mogłam wyjść za innego to lepiej bym miała
no i dzwoni Monika cała uchachana
butelka absolutu – stanowczo za mało
miałeś naprawić bojler OK wstanę rano
będą zwolnienia w pracy idź precz bo nie zdzierżę
proszę pani: w tym wieku ryzyko jest większe
znika w gliniastym dole mahoniowa trumna
chodź opowiem ci bajeczkę bajka będzie długa
———–
Oba teksty przytaczamy za stroną internetową autora. Pierwsza wypowiedź powstała na potrzeby spotkania autorskiego w Ołomuńcu (Czechy) „Jakie jest Pana DNA poetyckie?”. Wiersz „Bajka”, który ukazał się w nr. 7-8/2009 pisma „Lampa”, pochodzi z tomu „Podziemne motyle”, który ukaże się w marcu 2010 roku nakładem Wydawnictwa Nowy Świat. Kilka utworów z tego zbioru opublikowały również „Arcana”, a kolejny zestaw wraz ze szkicem o wzmiankowanym w „Ars poetica” Bohuslavie Reynku zostanie zamieszczony w drugim numerze „44 / Czterdzieści i Cztery”.
22 października 2009 o 11:02
Nie zgadzam sie z zadna z tez tej ? ars poetica ?. Nie moge zdzierzyc egzalowanych wyziewow Maritaina. Mam dosyc tej calej frakcji madrosciowej Naszych Wybitnych Zmarlych.
Jak artysta przyporzadkowuje swoja tworczosc powzietym z gory zalozeniom teoretycznym (o zgrozo! – teologicznym), to zawsze traci na tym sztuka (*).
Dobra sztuka rodzi sie z serca, nie z glowy. ? Prawdziwy ?, (tj. interesujacy) artysta nie mysli. To narwany, impulsywny robol. Mysli za niego krytyk (ktory, nota bene, zawsze sie myli, bo wypowiada sie po fakcie i najczesciej nie jest artysta. A jesli jest, to traci czas na rzeczy, ktore do niego nie naleza i vice versa).
Sztuka nie ma celu. Sztuka JEST. A poniewaz wszystko, co jest, jest w jakims – nawet minimalnym stopniu – piekne, wiec kazda sztuka niesie to, czego od niej oczekujemy (ale co nie jest jej celem) ? czyli piekno.
(*) np. inkryminowany wiersz; aczkolwiek jego elegijna melodia urzeka swa uroda. Urzeka, bo nie pochodzi z glowy.
Odpowiedz
22 października 2009 o 14:20
Chyba nie całkiem tak jest, droga Lelum. Ludzie tworzą sztukę z bardzo róznych powodów i dlatego własnie sztuka róznych epok i miejsc tak bardzo się różni.
Faceci skrobiący na ścianach jaskiń biegające mamuty czynili to ze względów, nazwijmy to, magicznych, bizantysjcy czy średniowieczni malarze starali się utrwalić za pomocą środków malarskich modlitwę, współcześni malarze (współczesni czyli tak od XVI wieku) malują żeby malować. Tak więc Twoje, przedstawione powyżej, credo, odnosi się do sztuki współczesnej podczas gdy Wenclowi bliżej do paradygmatu przednowoczesnego.
Odpowiedz
22 października 2009 o 15:01
„Faceci skrobiący na ścianach jaskiń biegające mamuty czynili to ze względów, nazwijmy to, magicznych”
Zawsze mnie zastanawia, skąd my wiemy, co myślał i z jakich powodów „skrobał na ścianach jaskiń biegające mamuty” jaskiniowiec. I skąd wiadomo, że to byli faceci? A może żony czekające na mężów wracających z polowania i zabijające nudę?
A pytanie o sztukę jest ciekawe swoją drogą.
Czekam też na jakiś wysyp tłumaczeń Reynka (Reyneka?). Bo jak na najwybitniejszego poetę XX wieku, to mało o nim w Polsce słychać i niewiele można znaleźć.
Odpowiedz
22 października 2009 o 15:18
Nie, Studyto. Artysta cos robi, bo chce cos zrobic. Pierwotnym impulsem sztuki jest potrzeba wytwarzania. Mysle nawet, ze pierwotnym impulsem tworcow ikon byla chec przelozenia intuicji religijnej na obraz. Dopiero potem ikona obrosla teoria, w dodatku silnie teologiczna i z prostego obrazu, ktorym byla na poczatku, uczyniono z niej JEZYK.
Jestem swiadoma, ze wchodzimy tu na grzaski grunt zwiazkow teologii z filozofia i chyba wiem, ktorej z nich jestes zwolennikiem… Co do mnie, jestem przeciwna tlumaczeniu wszystkiego za pomoca teologii. Taki skrot falszuje oglad rzeczywistosci. Uwazam, ze miedzy Bogiem a materialnym dzielem sztuki jest transcendentalna przepasc (mysle tak dzis, aczkolwiek mozliwe ze zniuansuje fragmenty mego paradygmatu jak cos tam doczytam… w dalszej przyszlosci). Pzdr.
Odpowiedz
22 października 2009 o 16:21
Terezjusz@ – wiemy ile wiemy, czy byli to faceci czy facetki, rzeczywiście raczej nie. A co do intencji magicznych, każdy antropolog który badał ludy pierowtne powie ci, jaką role pełni u nich sztuka. A są jeszcze ludy, które żyja na poziomie porównywalnym z jaskiniowym.
Lelum@ – jak z uporem godnym lepszej sprawy udajesz, że nie wiesz, jestem daleki od absolutyzacji ikonografii bizantyjsko-ruskiej i przypisanego do niej ścisłego związku sztuki z teologią (co nie przeszkadza mi uznawać sporej części tez Besancona za bullshit).
Uważam natomiast, że zawsze powinniśmy zadać sobie pytanie po co ludzie tworzą sztukę? Moim zdaniem Twoja opinia, że atysta tworzy bo chce coś zrobić jest błędna. Albo przynajmniej niepełna bo taka motywacja kieruje tylko częścią twórców – to prawda, że współcześnie prawie wszystkich.
Odpowiedz
Lelum Napisał:
październik 24th, 2009 o 13:24
Alez motywacja – nieuswiadomiona czy uswiadomiona – jest sprawa wtorna. Pierwszym celem artysty jest stworzenie dziela. Celem sztuki jest samo dzielo. Wszyscy ? od jaskiniowcow do performerow – dzialaja w porzadku wytwarzania.
Odpowiedz
22 października 2009 o 22:21
Wachlarz zagadnień i tez (dyskusyjnych) taki, że nie wiadomo, od której strony się do tego jeża zabrać. Dlatego zaczepię się o jeden z nielicznych konkretów.
Lelum pisze: „elegijna melodia urzeka swa uroda. Urzeka, bo nie pochodzi z glowy”. Ale nikt przecież nie uwierzy, że tak naprawdę myśli. Raczej pospiesznie szuka materiału na dowód nazbyt wyostrzonej tezy.
Nic przecież bardziej wymyślonego w poezji nad jej rytm. Przypomina się wiersz Herberta o studentce polonistyki, która ślęcząc przy bibliotecznym biurku, tnie lancetem ołówka wiersz na stopy – miary czysto matematyczne, policzalne, w pełni konwencjonalne.
Szerzej: spontaniczność – że tak to nazwijmy – jest wszak jednym z najtrudniejszych do osiągnięcia efektów w sztuce. Wymaga żelaznej konstrukcji, precyzyjnego przemyślenia, konsekwencji w kreowaniu. Zachwyty nad np. filmami Lyncha często niestety oparte są na niezrozumieniu, jak głęboko zaplanowane struktury kryją się pod powierzchnią „tajemnic”, „irracjonalności” itp. wrażeń; klinicznym tego przykładem było gros wypowiedzi nt. „Mulholland Drive”.
Podzielając zatem niechęć do pustych ogólników, jakimi tchną różne fundamentalne prace pod tytułami w rodzaju „Teologia kultury”, wątpię jednak w możliwości mediumiczne i czystą intuicyjność działań artystów. Przekazują, i owszem, ale na ogół to, co mniej lub bardziej świadomie chcą – z powodów formalnych, religijnych, ideowych czy jakichkolwiek innych. A od stopnia tej autorskiej samowiedzy zależy zazwyczaj jakość dzieła. Sztuka jest bardziej łamigłówką niż owocem natchnienia.
A co do postulatu Terezjusza, to trochę poezji i wiele biografii Reynka można będzie poznać z zapowiadanego szkicu WW; o ile wiem, pierwszy raz po polsku.
Odpowiedz
babuch Napisał:
październik 23rd, 2009 o 9:12
Szkic mojego Taty, Andrzeja Babuchowskiego, o poezji Reynka i 10 wierszy w jego tłumaczeniu ukazały się we „Frazie” nr 61-62 z 2008 r. Pozdrawiam:)
Odpowiedz
Lelum Napisał:
październik 24th, 2009 o 13:27
Obserwatorze, mylisz materie z obrobka. Materia poezji jest slowo ? z akcentem polozonym na szeroko pojeta muzycznosc. Te ‚muzyke’, melodyjnosc (ktora pozniej mozna rozpisac w zaleznosci od autora na prosty lub skomplikowany wzor) tworca nosi w sobie. A potem ja obrabia, razem z pozostalymi elementami dziela pochodzacymi z innych porzadkow (np. intelektu). Podobno Bach byl kompozytorem ‚matematycznym’, ale to muzyka byla najpierw, zanim nadal jej wzor typowych dla siebie symetrii i zestawien. Podobnie, materia filmu Lyncha jest marzenie senne, czyli wyobraznia (poniewaz Lynch jest surrealista).
Mowiac, ze piekno ‚nie pochodzi z glowy’ mialam na mysli to, ze zanim tworca zacznie obrabiac materie w porzadku woli, zanim opracuje dla wlasnej tworczosci plan postepowania czy ja sobie opisze jezykiem odbiorcy, jest taki moment, ktory nijak nie nalezy do sfery poznania intelektualnego. U zrodel sztuki jest impuls, ktory posiadaja juz dzieci: lacza dwa klocki, a potem postanawiaja, ze zrobia domek.
Odpowiedz
Obserwator Napisał:
październik 25th, 2009 o 18:10
Mi chodziło nie tyle o pierwotny impuls, co już o proces tworzenia. Przykładowy Lynch może sobie być surrealistą, można tak jego filmy czytać i nazywać. Co nie zmienia faktu, że w końcowym efekcie nadaje im żelazną konstrukcję, wrażenie imaginacyjności, fantasmagoryczności i wielość sensów buduje za pomocą środków dogłębnie przemyślanych. A zatem też możliwe jest ich zanalizowanie, rozpisanie na szczegóły, jak i dlaczego to działa. Bez tego odbiór jest ubogi, ograniczając się do powierzchownych impresji.
Na pewno nieraz bywa, jak piszesz: półświadome drgania muzyczne, niejasne intuicje intelektualne itp. domagają się od artysty zrozumienia i wyrażenia, z czego powstaje utwór. Ale pewnie równie często bywa odwrotnie, tzn. brzdąkanie na instrumencie czy klawiaturze bez intencji zbudowania czegoś więcej niż ulotnego nastroju chwili rozwija się we frazy, myśli – i tak też rodzi się kompozycja lub książka (częściej pewnie powieść niż esej, ale ten jak najbardziej też).
W tym punkcie zresztą chyba przeczysz własnej powyższej odpowiedzi na wpis Andrzeja F., gdzie opowiadałaś się za pierwszeństwem samego tworzenia, niezobowiązującej zabawy formą – względem treści, którą naddają sztuce teoretycy czy wmawiają jej teologowie. I nic dziwnego, bo też to wszystko bardzo skomplikowane, niejasne. Swoje arcydzieła przejrzystości i precyzji artyści wyławiają z początkowo mętnej wody :-)
Odpowiedz
Lelum Napisał:
październik 25th, 2009 o 23:13
Rzeczywiscie, trudno odroznic impuls od tworzenia (nota bene, prawdopodobnie te dwa czynniki skladaja sie na zjawisko, ktore okreslamy mianem sztuki; po skonczeniu dziela mamy do czynienia z niezliczona acz zapewne skonczona iloscia elukubracji odbiorcow ;-)…. Ja w swoim wywodzie (i chyba nie przecze tu sobie) chcialam przedstawic sztuke jako dzialanie stricte wytworcze, w przeciwienstwie do rzekomego jej charakteru poznawczego, stad zejscie na poziom tworczego impulsu, czy jak slusznie okreslasz- ‚metnej wody’. Mysle poza tym, ze najwartosciowsza sztuka ‚dzieje sie’ poza kontrola artysty. Owszem, on jej uzycza swego intelektu, woli, ciala, ale bez porzadnego, intensywnego impulsu intelekt, wola i cialo staja sie narzedziami ‚tylko’ rzemieslnika (schumannowskie: ‚Talent pracuje, geniusz tworzy’).
A Lyncha to warto ogladac tylko dla ‚jak on to zrobil’ ;-).
Odpowiedz
Obserwator Napisał:
październik 27th, 2009 o 1:28
No to powiedzmy, że tworzenie *zaczyna się* poza kontrolą artysty, ale z późniejszej obróbki tego – niech już będzie – natchnienia nie sposób umysłu wykluczyć ani zlekceważyć jego roli :-)
Odpowiedz
Sławuś Napisał:
listopad 9th, 2009 o 23:13
Lelum, to troszke oftopa, ale ja bym tak stanowczo nie separował tworzenia od poznawania. Dla Boga to to samo z powodu Jewo wszechmocy, a dla nas z powodu naszej lipności. No i co do meritumu czyli odezwania sie węclowego: mię dziwi, że on sie powołuje na tomistów a cytuje modernistów (wszyscy poeci których wymienia). Dla tomisty swiat jest pełny i wypowiadalny, dla modernisty – dziurawy i niewypowiadalny. Dla tomisty forma istnieje, dla modernisty – trza ją wyprodukować dopiero. No.
Odpowiedz
Obserwator Napisał:
listopad 10th, 2009 o 2:03
Rzecz jest spokojnie do wybronienia, nawet bez uciekania się do oczywistych argumentów o nudzie, bo bezruchu w poezji ładu („Świat” – jedne z najsłabszych, obok starczych epifanii, utworów Miłosza), jeśli uznać, że w świecie po rewolucji/odzarowaniu/sekularyzacji etc. tradycję trzeba restaurować, co się oczywiście w optyce tomistycznej nie mieści, ale nie z takimi zjawiskami sobie ten nurt już radził, zamykając ich niepojętość w zgrabnej formule, że dzieją się one „swoiście” ;-)
Odpowiedz
Lelum Napisał:
listopad 10th, 2009 o 11:42
Slawusiu, to musze wlasnie gdzies doczytac: ‚gdzie’ sie lacza poznanie i tworzenie. Dzisiaj kombinuje tak, ze zachodzi konflikt dwoch optyk: wedlug filozoficznej, tj. spekulatywnej, oba porzadki sa rozdzielone, a wedlug teologicznej, czyli w jakims sensie praktycznej (ale, uwaga, praktycznej ‚w niebie’, tj. ‚dziejacej sie tu i teraz transcendencji’) ? zlaczone…
Co zas do tomistow, to Maritain byl tomista, a przeciez w kwestiach estetyki, jakims takim bujajacym w oblokach i kompletnie antymetafizycznym modernista.
Odpowiedz
Sławuś Napisał:
listopad 15th, 2009 o 18:07
No Kant mówił, że poznajemy tylko to, co stwarzamy. To jest punkt wyjścia całej wspolczesnej filozofii – że wszelki ład jest światu narzucany a nie odkrywany w świecie. Ale to się zgadza z teologią poznośredniowieczą, akcentującą wszechmoc Boga, którego nie wiażą żadne reguly: wiec reguły pochodzą on nas, a co Boskie to jest nieuregulowane. Ale to stwarzanie przez nas reguł może w jakiś sposób podlegać boskiej opatrzności – tak chyba rozumiał Newmana umierający Brzozowski.
Odpowiedz
Obserwator Napisał:
listopad 15th, 2009 o 18:41
A propos: gratki zwłaszcza za pierwszą, krytyczną część szkicu w ostatnim „Kronosie”. Bo druga, afirmatywna niestety, jak to zwykle bywa w tego rodzaju sytuacjach, słabsza. Ale nie umniejsza to wagi całości :-)
Odpowiedz
Sławuś Napisał:
listopad 15th, 2009 o 19:11
Spasiba. Milo sie dowiedziec, że jednak ktoś nas czyta poza nami samymi ;) Z drugiej częsci przydałoby sie knigę zrobić, żeby była bardziej strawna i zrozumiała.
Odpowiedz
23 października 2009 o 10:54
A kiedy wyjdzie nowy numer 44? Czy w tym roku czy już w przyszłym :)?
Odpowiedz
Kombatant Napisał:
październik 23rd, 2009 o 14:20
musi w tym. kwartalnik coroczny. nazwa zobowiazuje hehe
Odpowiedz
23 października 2009 o 14:19
Wiem, że coś ukazało się we „Frazie”, nawet dałem link ze swojej strony do jedynego wiersza, który można przeczytać w sieci. Jak mi się uda zdobyć gdzieś ten numer, to przeczytam. Ale to ciągle mało. Rozumiem, że Wencel czyta Reynka po czesku, to może też zdobyłby się na jakieś tłumaczenie?
Odpowiedz
Obserwator Napisał:
październik 23rd, 2009 o 14:22
Sam u siebie (http://wojciechwencel.blogspot.com/2009/10/ars-poetica.html) napisał:
„O ile mi wiadomo, Reynek nie był jeszcze tłumaczony na język polski. Ja czytam go po czesku, trochę intuicyjnie, trochę ze słownikiem. Taka lektura pozwoliła mi odkryć go dla siebie. Próbowałem coś przekładać, ale okazało się, że na to jest jeszcze trochę za wcześnie. Jednak w przyszłości – kto wie? Cierpliwie uczę się języka. W najbliższym numerze „44/ Czterdzieści i Cztery” znajdzie się mój duży tekst o Reynku z kilkoma fragmentami jego poezji i opowieścią o życiu, które było nie mniej fascynujące niż jego wiersze. Właśnie ten związek życia z poezją wydaje mi się decydujący o geniuszu Reynka. To jest trochę taki dwudziestowieczny Fra Angelico, który – jak pisał JPII -„tworzył dzieła, tak jak tworzył siebie”. A przy tym jest na wskroś egzystencjalny, jego wiersze nie są religijne w ścisłym znaczeniu. To raczej odkrywanie metafizycznych śladów w najbliższej okolicy: w ptasich tropach na śniegu albo w miauczeniu kota. Niesamowita poezja z napięciem między tym, co drobne, maleńkie, słabe i codzienne a kosmosem.”
Odpowiedz