Spakowany w dziesięć minut, w dziesięć minut znalazłem się na dworcu ze swoim plecakiem kostką i wyborem Heaneya. W Olsztynie przesiadłem się na osobówkę do Pisza, zmrok zapadł przed Szczytnem, pociąg sunął przez ciemny, blado rozświetlony zalegającym śniegiem bór. Gaśnie światło na obrazach Breughla, domy z czerwonej cegły pogrążają się w ciemność. Gdzieś w tej nocy tli się światło leśniczówki Pranie. Zima otacza budynek szeroką otuliną pustki. Poeta Wojtek Kass wraz z żoną Jagienką od kilkunastu lat gospodarzy na tych włościach jako kusztosz muzem Gałczyńskiego. W letnich miesiącach leśniczówka staje się kulturalnym centrum okolicy, od strony lasu i jeziora przybywają turyści, tętni życie literackie. Ale teraz poza gospodarzami, ich synem Brunem i trójką kotów żywej duszy. W środku cisza, a na zewnątrz głusza. Jest miejsce dla literackich dysput, dla Toma Waitsa i Rossiji, łyku domowej pigwówki. Gdyby nie obecność telefonu i palącego się na biurku laptopa, mógłbym pomyśleć, że znalazłem się w latach trzydziestych na Kresach jako inkarnacja Wańkowicza. Zamaszystość gospodarza jeszcze pogłębia złudzenie.
Rano wychodzimy na krótki spacer i trafiamy na Aleję Nieznanego Poety. Tym samym – śmieje się Wojtek, pokazując tabliczkę – każdy poeta w tym kraju ma swoją ulicę. Mróz jest trzaskający. Siedemnaście stopni, wypuszczam się więc na jezioro. Lodem pokojuję prawie dwa kilometry i ląduję na wyspie. Obserwuję wędkarzy zgęsiałych nad przeręblem. Po powrocie obiadowe pyszności. Rodzinne ciepło i sielskość. Gosh, młody kocur Maine Coon, obserwuje sikory w karmniku. Jeszcze przed zmrokiem wychodzę lodem do wioski Krzyże. Wyposażony zostaję w super ciepłe spodnie, które trafiły do tego domu od sąsiada – premiera Rakowskiego. W ciepłej kufai i portkach premiera sunę przez noc. Lód kilka razy szczęka groźnie. Pod jego powierzchnią toczy się jakieś bełkotliwe życie jeziora. Decyduję się zejść na brzeg. Lasem przedostaję się do Krzyży, wieś wymarła – bez sezonowych mieszkańców. Niebo pogodne, w czystym powietrzu gwiazdy jarzą się jak na świątecznych pocztówkach dzieciństwa. Znikam w lesie. Śpię na piętrze muzeum. Gospodarze pojechali na proszoną kolację, więc sam przekręcam klucz w zamku. Wita mnie ciemność muzealnych sal. Jest już późna godzina, gdy z wielką latarką ruszę w tę zamarłą przestrzeń. Blade światło błądzi po gablotach, cytatach z wierszy Gałczyńskiego, fotografiach poety, rękopisach. Jedna z sal zawiera wszystkie meble z warszawskiego pokoju Gałczyńskiego z lat pięćdziesiątych… Trafiam wreszcie na samego poetę. Nad drzwiami wisi jego pośmiertna maska. Snop światła nie może jej całej objąć, część twarzy pozostaje w cieniu.
Zostaniemy sami w tej leśniczówce, póki noc nas całkiem nie ogarnie. Jutro zbudzi nas mroźne styczniowe słońce.
Artur Nowaczewski
———-
Tekst przytaczamy za stroną internetową autora.
29 stycznia 2010 o 12:52
W tej impresji brakuje mi brudu, jest za ładna, za czysta, za… Może gdyby bohater znalazł w leśniczówce ukrytego pornola na DVD i zaczął go ogladać, to jakoś zrównoważyłoby to sielskość-anielskość tekstu.
Odpowiedz
29 stycznia 2010 o 15:20
Jeszcze coś a propos dyskusji na temat lansu, która przetoczyła sie tu przy okazji wierszy Polkowskiego, smaczek taki. Z cyklu „Po owocach ich poznacie…”:
Tadeusz Dąbrowski – Sztorm Roku 2009
„Gazeta Wyborcza Trójmiasto” nominowała naszego redakcyjnego kolegę, poetę, laureata Nagrody Kościelskich za 2009 r., Tadeusza Dąbrowskiego do Sztormu Roku. Nominację otrzymał – jak piszą w uzasadnieniu jurorzy – za „tom wierszy Czarny kwadrat, w którym konsekwentnie kontynuuje poszukiwanie wartości obiektywnych, zachowując przy tym precyzyjną, zwartą, ciekawą formę; własną twórczością udowadnia, że estetyka i etyka powinny być ze sobą ściśle powiązane”. Zwycięzcę wybierają czytelnicy.
(żródło: stona www „Toposu”)
Odpowiedz
29 stycznia 2010 o 16:09
‚naszego redakcyjnego kolegę’
czyli dabrowski pracuje u gazownika!! gorze mi…
Odpowiedz
29 stycznia 2010 o 16:15
Kombatant -Naszego redakcyjnego kolegę – z „Toposu”, a nie Gazowni. Gazownia tylko nominowała.
Nanek – spodnie Rakowskiego są wystarczająco obrzydliwe;)
Odpowiedz