Trafiający dzisiaj do kiosków „Gość Niedzielny” (nr 14 / 2010) przynosi felieton Wojciecha Wencla pt. „Maranatha!”, w którym poeta wyznaje m.in.: „Różnych zajęć imał się człowiek w życiu: studiował polonistykę i sprzedawał truskawki, pisał książki i rozładowywał statki, jeździł na stypendia i wkopywał kamienie graniczne. Ale nie przewidział, że przygodą jego życia stanie się współredagowanie czegoś tak dziwacznego, jak magazyn apokaliptyczny <44 / Czterdzieści i Cztery>. Kiedy koledzy z Warszawy, z którymi przez dziesięć lat kradłem konie ze stajni <Frondy>, przedstawili mi projekt nowego pisma, zrobiłem bardzo mądrą minę i z uznaniem pokiwałem głową. A po powrocie do domu zacząłem wertować słowniki, żeby przypomnieć sobie znaczenie takich pojęć jak mesjanizm czy eschatologia. Dziś, po wydaniu drugiego numeru, jestem już pewny, że było warto”.
Dalej zaś Wencel podejmuje osobistą refleksję nad „sformułowaną przez Rafała Tichego ideą przebudzenia biblijnych jeźdźców apokalipsy„: „Dopóki nie spotkamy na swojej drodze Mesjasza, będziemy traktować radykalnych chrześcijan protekcjonalnie. Dokładnie tak samo, jak traktuje ich świat. Ale jeśli doświadczymy darmowej miłości Boga, nasz punkt widzenia zmieni się całkowicie. Żyjąc w perspektywie czasów ostatecznych, mamy szansę otworzyć się na tę miłość. Tu i teraz. Apokalipsa to brama do życia wiecznego, przez którą na końcu dziejów przeprowadzi nas Chrystus. Ale zanim to nastąpi, przeżyjemy niejeden życiowy kataklizm […] Każda taka mała apokalipsa również jest bramą, przez którą pragnie nas przeprowadzić żywy Bóg. […] Za tą bramą zaczyna się chrześcijaństwo”.