W miniony weekend, 25-26 września, „Nasz Dziennik” opublikował obszerny wywiad ze Szczepanem Twardochem, w całości poświęcony Śląskowi. Poniżej przytaczamy wybrane fragmenty wypowiedzi pisarza.
„Śląsk kojarzy się z postindustrialnymi widokami zniszczonego Bytomia, który przed wojną był najpiękniejszym miastem tego regionu, ale został zdewastowany, bo przez 50 lat prowadzono w nim, czy też pod nim, gospodarkę tak, jakby Śląsk był kolonią. Ale ja mieszkam na tzw. zielonym Śląsku, 20 km na południe od granic śląskiej konurbacji, wśród lasów, w obrębie cysterskich założeń krajobrazowych sprzed 700 lat, i to są krajobrazy zupełnie ze Śląskiem niekojarzone. Tak, na pewno Śląsk ma bardzo wiele twarzy. […]
Śląsk przeżył bardzo ciężko – z różnych powodów – transformację ustrojową. […] To niewątpliwie dotknęło Ślązaków, bo rodzina śląska jest znacznie bardziej patriarchalna niż standardowy model rodziny polskiej. Polskość jest matriarchalna, bardzo skupiona na kobiecie, przekazywana dalej przez kobiety. Na Śląsku tego nie było. Pozycja mężczyzny jest w jednoznaczny sposób związana z jego pracą, z funkcją żywiciela rodziny. Kiedy na początku lat 90. system gospodarczy zaczął się zawalać, na Śląsku doprowadziło to do rodzinnych kryzysów. Ale z drugiej strony w tej chwili w województwie śląskim jest najwyższa średnia pensja w Polsce. […]
Ślązacy awansujący w społeczeństwie zwykle wyrzekali się swojej tożsamości, najpierw na rzecz niemieckości, potem zaś na rzecz polskości, i ku mojemu niezadowoleniu dziś śląskość jest utożsamiana z plebejskością. Jeszcze przed wojną na polskim Śląsku, a po wojnie na całym, niemieckie elity zostały zastąpione przez importowane elity polskie, które, moim zdaniem, do śląskości miały stosunek paskudny. Uważały śląskość za zdegenerowaną polskość i kiedy myślały o przywracaniu Polsce Ślązaków, rozumiały to jako korygowanie ich tożsamości etnicznej, ich sposobu mówienia. Ja akurat w ogóle nie mam ochoty być przywracany. Myślę, że Polska powinna martwić się o przywrócenie samej siebie Śląskowi. W bardzo wielu przedwojennych pismach jest mowa o języku śląskim jako o zepsutej polszczyźnie, której używanie należy wyplenić. Jeszcze po wojnie, w czasach, kiedy moi rodzice chodzili do szkoły, za mówienie po śląsku w jakiś sposób szykanowano. To doświadczenie mnie w jakiś sposób uformowało. Większość Ślązaków, szczególnie ze starszego pokolenia, ma system naturalnego przełączania kodów językowych. […] Teraz na szczęście mamy do czynienia z pewnym renesansem śląszczyzny, co mnie bardzo cieszy, bo tamta sytuacja była haniebna. Języka śląskiego nauczyłem się od moich dziadków, ponieważ rodzice od początku mówili do mnie po polsku, by oszczędzić mi przykrości, których sami doświadczyli, za co zresztą jestem im wdzięczny, bo w zasadzie od zawsze jestem dwujęzyczny. […] Mam nadzieję, że mój syn jakoś rośnie zanurzony w śląszczyźnie i „bydźe godoł”. Śląski raczej nie jest zagrożony wymarciem w ciągu jednego pokolenia, ale posługiwanie się śląszczyzną w naturalny sposób staje się rzadsze. Niestety, wydaje mi się, że śląski jako dialekt zaniknie, tak jak zanikają wszelkie języki wernakularne [domowe, rodzime – przyp. red.], bez utrwalonej normy literackiej. Dlatego bardzo kibicuję wszelkim działaniom na rzecz kodyfikacji śląszczyzny i uzgodnienia zapisu ortograficznego. […]
Poczucie przynależności do etnicznej wspólnoty, które na Śląsku może mieć bardzo wiele odcieni. Są ludzie, którzy się uważają za Ślązaków i za Polaków, są ludzie, którzy uważają się za Ślązaków, a jednocześnie są przywiązani do niemieckości. Są też tacy, którzy się uważają za Ślązaków bezprzymiotnikowo – są Ślązakami i tyle. Sam siebie właśnie tak określam, nie rozstrzygając, czy Ślązacy są narodem czy nie, bo to wymagałoby w ogóle zdefiniowania pojęcia „narodu”, co wbrew pozorom wcale nie jest takie proste. Twierdzę, że nie jestem ani Niemcem, ani Polakiem, jestem Ślązakiem i tyle, bez przymiotników. Jednocześnie uważam się za lojalnego i zaangażowanego w sprawy publiczne obywatela Rzeczypospolitej. Co w obliczu różnych urzędników warszawskich lub katowickich, próbujących nakazać mi, za kogo się mogę uważać, bywa dosyć trudne. Swoją drogą, tych odcieni śląskości jest bardzo dużo, a na nie dodatkowo rzutuje pewna śląska ksenofobia, polegająca nie na bezpośredniej niechęci do obcych, ale na dość zazdrosnym strzeżeniu śląskiej tożsamości. To, że ktoś się urodził na Śląsku, w oczach Ślązaka nie czyni go jeszcze Ślązakiem. […] Muszą parę pokoleń tu pomieszkać. Teraz te konflikty między hanysami a gorolami – przy czym dla Ślązaka „gorol” nie oznacza górala, ale po prostu obcego – nie przyjmują formy tak ostrej, jak jeszcze 30, 40 lat temu. Na osiedlach, np. w Katowicach, gdzie zamieszkiwali emigrujący na Śląsk za pracą ludzie z innych części Polski, do mieszanych małżeństw dochodziło częściej dopiero w latach 70. Ta wzajemna niechęć jakoś jest wciąż obecna. Nie wiem, czy są jeszcze, ale kiedyś były w Katowicach, w Bytomiu czy Chorzowie miejsca, w których można było dostać, za przeproszeniem, w pysk za mówienie na ulicy po polsku, albo vice versa – po śląsku, bo to działało w obie strony. Z drugiej strony był też wyraz niewątpliwej, poważnej i celowej dyskryminacji Ślązaków – władze PRL uważały ich za element niepewny. Z zasady np. całe kadry śląskiego aparatu bezpieczeństwa rekrutowały się z Zagłębia. Ślązacy ani w MO, ani w SB nie robili kariery, ale nie z powodu ich wyjątkowych zalet etycznych, tylko dlatego, że ich po prostu nie dopuszczano. Tak samo jak nie awansowano Ślązaków na stanowiska kierownicze w przemyśle, w kopalniach itd. Powszechnie uznawany za Ślązaka Edward Gierek nie miał nic wspólnego ze Śląskiem.”
30 września 2010 o 13:31
Za komuny na wczasach FWP panował apartheid. Górnicy siedzieli osobno i mieli lepsze żarcie, wpieprzali kurczaki, a reszta mielone. Pamiętam smak tych mielonych. Dlatego argumenty Twardocha mnie nie przekonują.
Odpowiedz
30 września 2010 o 16:59
Poza
Odpowiedz
30 września 2010 o 19:10
„Dlatego bardzo kibicuję wszelkim działaniom na rzecz kodyfikacji śląszczyzny i uzgodnienia zapisu ortograficznego. ” Tylko to już będzie nowy, sztuczny „ślonski”,panie Szczepanie. Inaczej godeją w Bytomiu, czy Halembie, inaczej na ziemi rybnickiej, a nieco inaczej na pszczyńskiej aż do Chybia. Pozdrawiam.
Odpowiedz
30 września 2010 o 21:16
Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Kotlet mielony jemu podsuwając…
nie bądź bezpieczny! Nanek zapamięta!
…
Odpowiedz
Nanek Napisał:
październik 1st, 2010 o 8:26
Sławusia w mundurze górnika…
Odpowiedz
03 października 2010 o 11:47
Twardoch to niesamowity prostak. A narodowość śląska istnieje tylko dla 5 tyś fanatyków – w ich urojeniach.
Odpowiedz
04 października 2010 o 11:57
Nanek, aleś mnie tym mielonym rozmontował!!! lol
Odpowiedz
18 października 2010 o 20:53
Bredzi (sam sobie przeczy) i sformatowany wykolejony szamanizm-szowinizm uprawia.
Właśnie za tę pychę i historyczna głupotę durnych ślązaków nie trawię ich.Nadęte pępki Polski z beznadziejną gwarą,muszą dostawać co raz po dupie od Boga w postaci obfitych opadów deszczu itp.co by im sie kompletnie w tyłkach nie powywracało.
Pewnie nie wszystkie ślązaki takie głupie,ale tego akurat gatunku nie cierpię najbardziej.Na drzewo.
Odpowiedz
21 października 2010 o 12:38
A jak Sz. P. Twardoch wytłumaczy to, co obecnie się dzieje w tzw. województwie śląskim (które tylko w nieco ponad 40% składa się z ziem śląskich)? A mianowicie to, że w Zagłębiu to właśnie Hanysy dręczą Goroli? Nie, nie mówię o otwartych prześladowaniach, biciu czy atakach grup z za Brynicy. Mówię o tym, że w firmach, których właścicielami są Ślązacy Zagłębiacy traktowani są jak niewolnicy. Poza tym, istnieje stała marginalizacja Zagłębia w planach regionalnych.
Odpowiedz