Nakładem Wydawnictwa Arcana ukazał się właśnie zbiór felietonów Wojciecha Wencla, przez ostatnie pięć lat drukowanych w „Gościu Niedzielnym” i śp. „Ozonie”, zatytułowany „Niebo w gębie”.
Jest to książka – jak pisze sam autor – „o kulturze i duchowości, dzieciach i dorosłych, jedzeniu i piciu, polityce i obyczajach, poezji i piłce nożnej. Ponad dwieście stron refleksji formułowanych z pasją i (auto)ironicznym uśmiechem, zgodnie z mottem zaczerpniętym od Gilberta Keitha Chestertona: <Nie ma kosza na śmieci w domu Pana Boga>. Kopalnia dziwacznych skojarzeń, ryzykownych gier słownych i absurdalnego humoru, spod którego wyłania się obraz współczesnej cywilizacji”.
Wydawca reklamuje zaś książkę następującym jej fragmentem: „Marsjanie są narodem kapryśnym. Bywały lata, że odwiedzali nas tłumnie już w sierpniu, pozwalając się dostrzec pojedynczym świadkom i zostawiając po sobie pasy przygniecionego zboża. W tym roku jednak nie chciało się im przylecieć. A skoro nie przyszła góra do Mahometa, to Mahomet uważniej przyjrzał się górze i triumfalnie obwieścił, że na Czerwonej Planecie płynie woda, dzięki której mogły się tam rozwinąć żywe organizmy. <Nawet gdyby w przypadku Marsa życie miałoby zaledwie bardzo prymitywną formę, to i tak jego odnalezienie byłoby najważniejszym wydarzeniem w historii ludzkości!> – emocjonowały się serwisy informacyjne. Cóż, przez dwa tysiące lat byliśmy przekonani, że najważniejszym wydarzeniem w historii ludzkości są narodziny, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa, a tu taka niespodzianka”.