[…] „solidarność” jest sprawą jednoznaczną, „jeden drugiego brzemiona noście” – w tych słowach zawarty jest stosunek jednego człowieka do drugiego i deklaracja ograniczenia własnych przywilejów, potrzeb, majętności na rzecz bliźniego, który jest w potrzebie, w gorszej od nas sytuacji. Natomiast „wolność” to słowo wieloznaczne. Czasami słowom nadawane są najrozmaitsze znaczenia, bardzo odległe od pierwotnych. Zanim się tego znaczenia gruntownie nie ustali, wszelkie dyskusje są po prostu mąceniem w głowie.
Anna Pawełczyńska
Katastrofa na mazowieckiej szosie, która raptownie i nieodwołalnie pochłonęła 18 osób, żywicieli rodzin, przesyła nam inną wiadomość, która trwale, a nie okazjonalnie powinna zostać zrozumiana. Jest to mianowicie wiadomość o istnieniu w Polsce szczególnego „trzeciego świata”, który nie jest scenie politycznej znany. Jest to świat ludzi, którzy, aby zarobić na chleb powszedni chwytają się każdej pracy i na każdych warunkach, a raczej bezwarunkowo; nie mają oni żadnych trwałych i znormalizowanych kontraktów, ubezpieczeń, urlopów i leczeń, więc także rent i emerytur; ich płace są minimalne, albo poniżej minimów i nie wchodzą w skale oficjalne; dobijają się tych prac wszelkimi sposobami, mogą więc jechać do nich ubici jak śledzie w beczce, pojazdem, który nie powinien jechać, z kierowcą, który się nie nadaje. Wszystko to odbywa się wewnątrz naszego państwa, lecz właściwie poza nim; wszystko to również wychodzi poza społeczeństwo, choć dzieje się wewnątrz niego. I stawia nam pytanie – gdzie my właściwie jesteśmy? Gdzie jest Polska – w pierwszym czy w trzecim świecie?
Andrzej Mencwel
– Znałem prawdziwych komunistów – rzekł pewien mój sędziwy znajomy, działacz opozycji niepodległościowej lat 80., a zarazem zasłużony dla polskiej kultury człowiek pióra. Spotkałem go jakiś czas temu i tak sobie chwilę pogawędziliśmy na różne tematy. Wyznałem mu, że w czasach szkoły średniej interesowałem się trochę trockizmem (choć wówczas wiedzę na ten temat czerpałem z PRL-owskich podręczników politologicznych, a nie z bibuły). Przypomniałem też, jak pewien narodowo zorientowany reżyser akcentował różnice między komunistami a członkami PZPR (na korzyść tych drugich, co oznaczało, że wśród nich zdarzali się szczerzy polscy patrioci).
Tymczasem znajomy zaczął opowiadać o „prawdziwych komunistach”, których można było w czasach Polski Ludowej rozpoznać po „wytartych marynarkach”. I którzy twierdzili, że w PRL nie ma komunizmu, że to, co jest, musi upaść, aby znów pojawił się kapitalizm. I dopiero gdy ludzie tą recydywą kapitalizmu głęboko się rozczarują, to powtórnie nadejdzie, tym razem już prawdziwy, komunizm.
Czy wizja „prawdziwych komunistów” ma szansę się ziścić? Tego nie wiem. Jak w przypadku każdej utopii wątpię w to. Ale może tym razem to nie utopia. Skłaniam się więc do uznania propagującej ją formacji za potrzebną w naszych czasach. W dobie traktowania indywidualnej wolności jako upowszechnionego przesądu i wysyłania do psychiatry (tak, tak) tych, którzy przesąd ten odrzucają, „prawdziwi komuniści” mogą zasiać pożyteczny ferment.
Zwłaszcza że oczywista opozycja wobec dzisiejszego nowomieszczańskiego liberalizmu – Kościół katolicki okazuje się bezradny. Znacząca część jego hierarchów – w Polsce to widać szczególnie wyraźnie – nie potrafi się zdecydować, czy jako Wielki Inkwizytor iść na kompromisy z „tym światem” i robić deale z władzą polityczną czy też jednak być znakiem sprzeciwu i nadstawiać wrogom oba policzki. „Prawdziwi komuniści” nie będą się bawić w takie subtelności. Może nam to wszystkim dobrze zrobi.
Filip Memches
———-
Tekst przytaczamy za stroną internetową autora.
22 października 2010 o 13:05
Ciekawe skąd są te dwa cytaty. Wypowiedź Anny Pawełczyńskiej o wolności wydaje mi się bardzo niebezpieczna.
Odpowiedz
22 października 2010 o 13:10
Filip, nie kradnij mi telepatycznie pomysłów! :D
Odpowiedz
22 października 2010 o 17:37
Panie Filipie daj Pan sobie spokój, może jeszcze prawdziwi narodowosocjaliści, tak fajnie nie, za dobrze w pupie?
Odpowiedz
23 października 2010 o 15:09
Polecam wszystkim zainteresowanym taką tematyką bloga http://ireneuszbogacki.bloog.pl
Odpowiedz
24 października 2010 o 9:48
Panie Filipie, bardzo lubie Pana czytac, bo zawsze cos ciekawego. Coraz bardziej przekonuje sie, ze sposrod ajako-tako znanych mi autorow, najblizej Panu do Maritaina i MacIntyre’a. Zwlaszcza Maritaina – ktory o sobie zawsze mowil, ze jesli chodzi o sprawy religii i filozofii (metafizyki), jest w prawicy, ale spoleczne – w lewicy. Zaciekly obronsca ortodoksji („Trzej reformatorzy”), a przede wszystkim – wartosci zycia wewnetrznego, w tym naszym „zmyslowym swiecie” – byl jednoczesnie np. przyjacielem Saula Alinsky’ego, ktory wydaje mi sie byc takim wlasnie „prawidziwym komunista” (okreslany jest czasem mianem „nonsocialist community organiser”), czy Dorothy Day, ktora, jak pewnie zreszta Pan wie, zalozyla „Catholic Worker Movement”, gdzie robotnicy, ktorych niegdys pociagal socjalizm, teraz chodzili razem na adoracje, choc czasem na strajki tez. Jedna warstwa jest skompromitowana – mowil zawsze Maritain – burzuazja, majac na mysli – tak mysle – taka liberalna, nie interesujaca sie niczym poza wlasnym dobrobytem, mieszczanskosc, na ktora Pan czesto nadaje (zreszta jego glowny zarzut nie jest wcale spoleczny, tylko duchowy – ze to ludzie, ktorzy zapatrzyli sie w siebie a nie w Boga, ktorzy nie maja pokory, potrzeby udoskonalenia przez laske itp.). On tez nadawal, a jeszcze bardziej jego ojciec chrzestny, Leon Bloy (ktorego nikt na polski nie tlumaczy!). Jest tez u Maritaina rys apokaliptyczny (w jego ksiazce o filozofii historii – we wstepie wspomina o Sorokinie, jako bliskim mu myslicielu; w „Wiesniaku zza Garony” i w ogole we wszystkich ksiazkach w wiekszym lub mniejszym stopniu). Jest tez watek narodowo-mesjanski: Maritain czesto pisze o Francji, ma – on i jego zona i krag przyjaciol – duze nabozenstwo do kanonizowanej niedlugo po ich nawroceniu Joanny d’Arc, takze do Najswietszej Maryi Panny, zwlaszcza w kontekscie objawien na terenie Francji, chocby w La Salette przed wojnami swiatowymi. Jesli Pan nie czytal, a posluguje sie Pan angielskim, polecam jego tekst o ateizmie i swietych, bardzo godny uwagi wedlug mnie „http://www2.nd.edu/Departments/Maritain/etext/range08.htm” – moze by go ktos przetlumaczyl do „44”? (to jest wersja ksiazkowa, oryginal byl wygloszony w formie pogadanki i ukazal sie w „Review of Politics”, mozna znalezc przez Jstor). Ale sa ludzie, co mowia, ze Maritain byl, owszem, ortodoksyjny w sprawach wiary i raczej wierny Tomaszowi w swoim tomizmie, ale jesli chodzi o nauke spoleczna i polityczna, nie byl wierny koscielnej tradycji, ktora mialby utozsamiac tak bliski mu pod wzgledem duchowym, a pozostajacy w politycznym sporze – Reginald Garrigou-Lagrange OP, pod wzgledem politycznym – antyrewolucjonista, monarchista (chodzi takze o stosunek do Vichy). Co o tym myslec, nie do konca wiem, ale w kazdym razie zycze odwagi i wiernosci, waznym jest Pan glosem wsrod polskich publicystow.
Odpowiedz
24 października 2010 o 22:31
Panie Marcinie, dziekuje. Z ta mieszczanskoscia chcialbym byc dobrze zrozumiany. Nie jest problemem mieszczanstwo czy dzis raczej nowe mieszczanstwo jako warstwa spoleczna. Bez tej warstwy nie ma spoleczenstwa. Problemem jest natomiast dominacja wartosci (nowo)mieszczanskich, z ktorymi spierac powinien sie Kosciol. Ale on czesto woli byc Synagoga (instytucja Prawa w sensie biblijnym) anizeli Kosciolem, co tez mozna zrozumiec, bo trudno utrzymywac rownowage miedzy ewangelicznym szalenstwem a ziemskim poczuciem odpowiedzialnosci. W takiej sytuacji musi znowu nadejsc komunizm – nie wiem, co to konkretnie bedzie, ale wrzuce tu jeszcze jeden cytat, autora anonimowego, ktory jako motto zamiescil Krasinski w „Nie-boskiej komedii”:
Do błędów, nagromadzonych przez
przodków, dodali to, czego nie
znali ich przodkowie – wahanie
się i bojaźń – i stało się zatem,
że zniknęli z powierzchni ziemi
i wielkie milczenie jest po nich.
Odpowiedz
25 października 2010 o 13:05
Tak, rozumiem, i domyślam się także, że nie wszystkie wartości reprezentowane przez mieszczaństwo są godne potępienia, inaczej otrzymalibyśmy komunistyczny nihilizm, który niszczy pszenicę razem z kąkolem, zabiera wszystko i nie daje nic w zamian. Zastanawiam się jednak nad tymi elementami Pana wpisu i odpowiedzi, w których pisze Pan, że to nie Kościół, ale „prawdziwi komuniści” rozprawią się z tym, co złe w człowieku. Czyli jednak zło zwycięży Kościół („bramy piekielne” go przemogą) i rozprawi się z nim dopiero ktoś inny/coś innego? W Kościele, w sensie widzialnej instytucji jest, pisze Pan, być może za dużo ziemskiej odpowiedzialności, za mało ewangelicznego szaleństwa. Wnioskuję z tego, że w „prawdziwych komunistach” ewangeliczne szaleństwo przeważy nad tym, co po ziemsku rozsądne i to przyniesie sukces. A skoro tak, to może ci prawdziwi komuniści to po prostu święci, a więc też Kościół, w sensie „Kościół w świętych swoich”, w odróżnieniu od (ale nie przeciwstawieniu do) empirycznie uchwytnego „Kościoła-instytucji”. Jak w maksymie Brata Alberta: „Kościół to jest sukcesja nieprzerwana świętych: ludzi, czynów i zasad (…) . To jest Kościół katolicki, święte ciało, choć w nim dużo członków chorych albo umarłych.” Zresztą Brata Alberta uznałbym za patrona tych moich dociekań, mając w pamięci ostatnią scenę z „Brata Naszego Boga” Wojtyły, w której, jeśli dobrze kojarzę, postać utożsamiana z Albertem mówi, stykając się z możliwie najszlachetniejszym ziemskim komunizmem (słusznymi rozruchami robotniczymi), że wybrała mimo wszystko „większą wolność”.
A może ten „prawdziwy komunizm”, który musi nadejść, to nie jest coś, czego Pan oczekuje jak wybawienia, tylko raczej coś, czego konieczność Pan przewiduje, ale co nie będzie dobre, albo może tylko w jakimś sensie będzie, ale jednocześnie będzie straszne i niszczące (jak w „Nie-boskiej komedii”)?
Odpowiedz
27 października 2010 o 14:38
Pojawiła się już w Polsce siła, jakiej oczekuje Filip Memches, co ciekawe blisko współpracująca z Falangą – Ruch Trzecioświatowego Maoizmu. Zapraszamy na: http://trzeciswiat.wordpress.com
Odpowiedz
barbarzyńca Napisał:
październik 27th, 2010 o 15:47
tyle, ze guru Memchesa nie jest Mao, tylko hrabia Krasinski i G.K.Chesterton
Odpowiedz
27 października 2010 o 16:28
Nie chodzi o Mao, chodzi o romantyczny bunt:)
Odpowiedz