> Na czym polegał sprzeciw amerykańskiej kontrkultury?
> Czy był to tylko naiwny sprzeciw wobec cywilizacji zachodniej?
> Czy można znaleźć tam głębsze metafizyczne przesłanie, niż zwykły młodzieńczy bunt?
> Czy aby nie mieliśmy do czynienia z proroczym wołaniem na miejskiej pustyni duchowo spustoszonej przez kulturę konsumpcjonizmu i kapitalizmu?
Michał Gołębiowski w swoim artykule pisze: „Spotkanie początku i końca było obecne w ruchu hipisowskim pod postacią swoistego kultu młodości. Jest czymś powszechnie znanym, że kontrkultura przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych co do zasady stanowiła ruch ludzi młodych. >>Mam nadzieję, że umrę, zanim się zestarzeję<< - głosi jeden z manifestów tego pokolenia. Wartością była nie tylko witalność, ale także wizja nowego początku oraz nadzieja odnowienia wszystkich rzeczy. Młodość, jako pewien ideał, sytuowano wówczas w wyraźnej opozycji do tradycji, postrzeganej zdecydowanie negatywnie. Wielką nadzieją hipisów było zatem rozpoczęcie dziejów ludzkości niejako od zera, zrobienie miejsca nowemu stworzeniu. >>Naucz się pływać, albo spadaj na dno, bo czasy się zmieniają<< - głosi inna znana piosenka tych czasów, przyjęta później jako manifest dzieci kwiatów. W samym sercu ruchu hipisowskiego da się, nawiasem mówiąc, zauważyć ciekawą ambiwalencję. Polega ona na jednoczesnym umiłowaniu ziemskich przyjemności oraz przyjęciu pewnego rodzaju ascezy. Z tą samą mocą akcentowano przecież wyrzeczenie na rzecz wolności, jak również przyzwolenie na bezgraniczne korzystanie z uroków zmysłowości. Doskonale wiemy, z czym wiązała się rewolucja obyczajowa. Z drugiej strony twórcy kontrkulturowi doskonale zdawali sobie sprawę z dalekosiężnych konsekwencji, jakie trzeba będzie przyjąć w imię pełnego samostanowienia. Czy rzeczywiście da się w ten sposób pogodzić Epikura i św. Antoniego Pustelnika?".