W ubiegły piątek, 16 października, w dzienniku „Polska The Times” ukazał się artykuł Michała Łuczewskiego pod odredakcyjnym tytułem „Młodzież nie interesuje się polityką i nie mówi dziś własnym językiem”. Był on wstępem do debaty nad „Portretem młodego pokolenia”, która odbyła się następnego dnia w ramach IV Kongresu Obywatelskiego w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie.
„Polska młodzież nie istnieje i nie przebudzi jej nawet kryzys. Podczas gdy dawniej młodzi stanowili realną siłę polityczną, albo przynajmniej chcieli taką siłą być, dziś stali się kategorią wiekową” – pisze redaktor „44 / Czterdzieści i Cztery”, według którego samo pojęcie młodzieży jako „podmiotu dziejowego” bylo wynalazkiem XIX-wiecznego romantyzmu.
Jego zdaniem, „Okres do pierwszej wojny światowej można określić jako czas manifestów. […] Ale przez patos przezierało jednocześnie uczucie słabości. Wezwania do czynu, do odwagi rzuca się wtedy, kiedy brakuje i czynu, i odwagi. Dopiero młode pokolenie II RP mogło stać się prawdziwą siłą, tworząc wielotysięczne ruchy społeczne”. W okresie międzywojennym „młodzież stanowiła zorganizowaną siłę, która wywierała coraz większy wpływ na politykę. Jej znaczenie wzmogło się zwłaszcza podczas II wojny światowej, czego wyrazem było powstanie warszawskie, wszakże powstanie (młodego) pokolenia Kolumbów. Kres tego typu masowym ruchom społecznym przyniósł dopiero PRL, który albo je represjonował, albo uzależniał”.
Ponowne przebudzenie nastąpiło wraz z rozwojem ruchów opozycyjnych, gdzie „poczesne miejsce zajęli młodzi, przede wszystkim studenci. Kolejne antykomunistyczne zrywy i antysystemowe demonstracje, w tym Solidarność, były ich dziełem”. Zjawisko to okazało się jednak krótkotrwałe, bo „wraz z upadku komunizmu młodzież z antysystemowej stała się siłą prosystemową. Porównując z pokoleniem młodych sprzed 1918 roku, widać dzisiaj całkowity brak manifestów, a nawet szerzej – retoryki pokoleniowej. Odwołania do <szczerości> i <ducha> narażałaby na śmieszność. Wokół nas nie widać też masowych ruchów społecznych”.
„Po roku 1989 roku młodzież konsekwentnie nie angażuje się w życie społeczne – stwierdza Łuczewski. – Więcej nawet, ona nie chce się w to życie angażować. W ostatnich dwóch dekadach jedynie 1 proc. młodych wyrażało chęć wpływania na sytuację ekonomiczną i polityczną kraju. Nie widać nie tylko ruchów społecznych, lecz również środowisk młodzieżowych i subkultur, pokolenia zaś jawią się przede wszystkim jako twory medialne. Nawet najbardziej autentycznemu z nich, pokoleniu JP2, do którego przynależność deklaruje ok. połowy młodych, z trudem przychodzi przejście od sfery wirtualnej do realnej, od bycia pustą nazwą do bycia aktywną grupą.”
Przyczyną jest, zdaniem autora, to, iż „dzisiejszy system polityczno-gospodarczy sprawnie zagospodarowuje młodych”: „młodzież, aby realizować swoje cele, nie musi już organizować się w masowe ruchy; jeśli wyrazi chęć wpływu na politykę, wystarczą jej dostępne kanały: powszechne wybory, sądy, reprezentacja polityczna”.
„Różnica […] między organizacją poprzednich pokoleń młodych a brakiem organizacji obecnego pokolenia – pisze Łuczewski -polega na tym, że poprzednie pokolenia były pokoleniami kryzysu, a pokolenie obecne z kryzysu powoli wychodzi”, przy czym panujące wśród młodych nastroje, choć systematycznie się pogarszają, „są jeszcze bardzo dalekie od nastrojów z 1997 roku, który był początkiem ostatniego kryzysu. Podczas gdy w 1992 77 proc. młodych obawiało się, że nie będzie miało pracy, w 2007 roku podobne obawy wyrażało jedynie 37 proc. […] przez trudne lata dziewięćdziesiąte młodzież przyzwyczaiła się do nieustannych problemów i wyzwań”.
Badacz przytacza dane Child Wellbeing Index, wedle których „Polska zajmuje pod względem jakości życia młodych 26. miejsce na 29 europejskich krajów (2006)”. Tymczasem „niski poziom wcale jednak nie doprowadził do rewolucyjnych nastrojów. Co więcej, właśnie najbardziej upośledzone grupy młodzieży – ci, którzy nie pracują i nie uczą się – są najmniej chętne do wywierania wpływu na życie publiczne. Upośledzenie ekonomiczne prowadzi zatem raczej do wycofania się z agory niż do prób samoorganizacji”.
Mimo wszelkich zawirowań w ciągu 20 lat III RP niewiele zmieniło się też w wyznawanych przez młodzież wartościach: „nadal ważna pozostaje dla niej religia (choć rzadziej uczęszcza do kościoła), rodzina, miłość, przyjaźń, praca, kariera i spokojne życie. Te wartości zaś nie zwiastują rewolucyjnego przełomu”.
Jedynym wskaźnikiem, mogącym świadczyć o potencjale samoorganizacji młodzieży, okazują się jej – stale rosnące od początku lat 90. – aspiracje. „Dziś dwa razy więcej osób niż przed dwoma dekadami pragnie mieć dom i samochód (ok. 60 proc. w 2008 vs ok. 30 proc. w 1990). Coraz więcej osób chce również zajmować wysokie pozycje w społeczeństwie. Jeśli rosnące oczekiwania przestaną być zaspokajane, należy przypuszczać, może dojść do wybuchu społecznego. A zatem jeśli załamanie gospodarcze pogłębi się i osiągnie poziom z początku transformacji lub z roku 1997, mogą powrócić pewne formy artykułowania roszczeń charakterystyczne dla dwudziestolecia międzywojennego. Ale czy niezadowolenie pchnie Polskę na nowe tory? Nie spodziewajmy się zbyt wiele. Nawet jeśli młodym udałoby się stworzyć ruch społeczny, to do tej pory w naszym kraju miały one raczej charakter wybuchowy, upominały się o swój własny interes, a nie o interes wspólny”.
20 października 2009 o 17:09
A 44 nie jest mlode? sie nie zbuntuje?
Odpowiedz
Kombatant Napisał:
październik 20th, 2009 o 20:28
gdyby w 44 uwazali sie za mlodych to swiadczyloby o infantylnosci bo oni raczej kolo 40ki sa chyba :/
Odpowiedz