W bieżącym, weekendowym wydaniu „Rzeczpospolitej” Aleksander Kopiński recenzuje debiutancką powieść „Ślady” Sebastiana Reńcy.
W artykule zatytułowanym „Debiut pełen nadziei i… błędów” pisze on, że książka ta „sytuuje się pomiędzy dwoma nurtami dzisiejszej polskiej prozy. Z jednej strony, powieść 33-letniego autora łączą liczne pokrewieństwa z pisarstwem już znanych, lecz też późno startujących: Wojciecha Chmielewskiego, Michała Olszewskiego i Rafała Wojasińskiego. Ich książki na tle twórczości roczników siedemdziesiątych i osiemdziesiątych wyróżniają się realistyczną, nieco staroświecką formą oraz brakiem komponentu ideologicznego. W odróżnieniu od innych przedstawicieli tego pokolenia, jak Michał Witkowski lub Sylwia Chutnik, ich literatura nie karmi się modnymi teoriami queer i gender, nie służy manifestowaniu przekonań światopoglądowych autorów. Chce być po prostu zwierciadłem przechadzającym się po współczesnym polskim gościńcu.
Z drugiej natomiast strony, jako dziennikarz i reporter prasowy, należy Reńca do niemałej grupy publicystów, którzy w fikcji literackiej znajdują lepsze od gazetowych artykułów narzędzie przedstawiania świata. Proza tego z kolei nurtu – symbolizowanego zwłaszcza nazwiskami Bronisława Wildsteina, Cezarego Michalskiego i Rafała Ziemkiewicza – stawia sobie za cel wymierzanie sprawiedliwości realiom społecznym i politycznym postkomunizmu. Elementów takiego rodzaju rozrachunku z III RP znaleźć można w <Śladach> wiele, ale nie składają się one w jednoznaczną tezę; nie wskazują, co autor uważa za czarne, a co za białe. Przeciwnie, spodziewać się raczej można, że wyłaniający się z książki Reńcy obraz rzeczywistości uznany zostanie za wręcz nihilistyczny. Podobnie jak niegdyś stało się to udziałem Marka Hłaski, niewątpliwie patronującego tej prozie”.
Podsumowując, Kopiński zauważa, że „książka Sebastiana Reńcy wiele mówi także o innym aspekcie polskiej rzeczywistości – o rynku wydawniczym. Opublikowana w nowo powstałej (<z miłości do literatury>, jak piszą założyciele na stronie internetowej) oficynie Prozami, jest niestety pełna wszelkiego rodzaju błędów: interpunkcyjnych, gramatycznych, a nawet ortograficznych. Niestety utwory początkujących pisarzy z trudem przebijają się dzisiaj do czytelników, a renomowani wydawcy rzadko podejmują ryzyko ich drukowania. Pozostaje mieć nadzieję, że następna powieść autora <Śladów> – opowiadająca o tuż powojennych losach żołnierzy NSZ zamordowanych w wyniku ubeckiej prowokacji i, jak wnoszę ze znanych mi fragmentów, naprawdę znakomita – znajdzie staranniejszego edytora”.
22 listopada 2009 o 15:44
a miedzy dwoma fragmentami z cytat pan recenzent spojleruje ze az sie czytac odechciewa, dla ksiazki takie omowienie to niedzwiedzia przysluga!
Odpowiedz
Obserwator Napisał:
listopad 23rd, 2009 o 21:45
Złudzenia, że krytyka literacka służy pomocą czytelnikom w wyborze lektury to już na długo przed wojną Jerzy Stempowski rozwiewał. Recenzent może spoilerować, ile dusza zapragnie, bo i tak pisze dla: a) siebie, b) autora, c) kolegów po piórze swoich i autora. A publiczność i tak kupi, co jej spece od zupełnie innych spraw niż literatura wreklamują.
Odpowiedz
Szczepan Twardoch Napisał:
listopad 25th, 2009 o 14:40
Otóż to! To strach przed „spoilerowaniem” właśnie odróżnia przygłupiego recenzencika od krytyka. Krytyk zajmuje się całością dzieła, recenzencik „doradza w zakupie”, czyli pełni rolę analogiczną do speca od marketingu piszącego blurby na okładkę. I takich recenzencików – którzy ładnie potrafią ukryć spoilery, za to nie potrafili by _zrozumieć_ nawet „Naszej szkapy”, że tak przywołam tutaj dziełko tej potwornej grafomanki – jest absolutny nadmiar.
Odpowiedz