W najnowszym wydaniu kwartalnika literackiego „Wyspa” (nr 3 / 2009) Wojciech Chmielewski zamieścił prozę pt. „Śmierć z widokiem na ogród”, będącą fragmentem pisanej przezeń powieści „Kawa u Doroty”. Uczestnicy spotkania z pisarzem, które odbyło się wiosną w ramach czwórkowego dusznego cyklu, mieli wówczas okazję usłyszeć ten utwór na żywo, czytany przez samego autora. Prezentujemy jego początek, zapraszając do lektury całości:
„Zamordowali chłopaka. Miał na imię Bogdan, był w wyższej klasie. Widywałem go na korytarzach i w kiblu. Niczym szczególnym się nie wyróżniał. Brunecik, pociągła twarz, Marcin Borowicz tuż przed maturą albo może Emil Sinclair, bohater powieści, którą przeczytałem ostatnio. Tak teraz o Bogdanie myślałem.
W załomie muru przy sali od francuskiego najchętniej siadywałem na drewnianej podłodze. Sam albo z Sylwią. Ta dziewczyna jakoś lgnęła do mnie i w klasie już uważano nas za parę. Wyobrażałem sobie morderstwo dokonane na zimno na niewinnej ofierze, którą następnie wrzucono do ścieku zwanego Wisłą. Sylwia coś do mnie mówiła, kartkowała zeszyt czy książkę, obserwowałem ją jakby zza cienkiej zasłony. Za co? W kieszeniach Bogdan miał zapewne to, co ja: chustkę, podarte bilety autobusowe, długopis <Zenith> oraz legitymację szkolną w plastykowej ramce. Moja była w kolorze żółtym. Został zakatowany lub może uduszony. Wszystkie szczegóły śmierci Bogdana starannie przed nami zatajano, by atmosfera w liceum była taka, jak dawniej. To się nie udało. Śmierć chłopaka, z którym mijałem się na schodach w starej części budynku, z którym zapisany byłem do szkolnej biblioteki i którego ręce dotykały tych samych drabinek w sali gimnastycznej, spowiła szkolne korytarze beznadzieją z niczym dotąd nieporównywalną. Może właśnie o to chodziło mordercom Bogdana. Zleceniodawcą musiał być oficer Służby Bezpieczeństwa, znający się na psychice ofiar. Potrafił wyobrazić sobie ich reakcję na czyn, który przecież był powtarzalny, mógł spotkać każdego z nas”.
23 listopada 2009 o 14:15
Naprawdę, powtarzam po raz kolejny, zbastujcie już z tym Chmielewskim, jeśli jako pismo i środowisko chcecie być traktowani poważnie. Jest to pisanie wyraźnie podszyte resentymentem, z unoszącym się nieświeżym zapaszkiem post-czegoś tam, cholera wie, czego. Sądząc z zamieszczonego fragmentu, ten kolo, po dwóch książkach-kalkach opowiadań Orłosia i Nowakowskiego, zabrał się za wspominki licealne. Całość zapowiada się wybitnie niestrawnie.
Odpowiedz
23 listopada 2009 o 16:26
No, chyba se zyly podetne.
A mnie Chmielewski kojarzy sie z jednej strony z Proustem (wszystkie te drabinki w sali gimnastycznej, ramki na legitymacje, garaze dwustanowiskowe to ‚magdalenki’ mojej podwarszawskiej, transformacyjnej, obciachowej mlodosci), a z drugiej z Sartrem (‚krotkie spodniczki, gole giry (?) wyeksponowane w klapkach stopy z pomalowanymi w najdziwniejsze wzory paznokciami – caly ten obraz cuchnal, latem trudno bylo zniesc codzienna kanonade w sklepach, na peronie kolejki, w kosciele’). Wskrzeszone w pamieci ‚znaki mitycznej krainy’ w polaczeniu z nihilistyczno-erotycznymi mdlosciami. Slodka nostalgia i ostra deprecha. Brawo.
Odpowiedz
23 listopada 2009 o 20:07
Ale brak magdalenek co stawia prouscizm tej prozy pod dużym znakiem zapytania.
Niemniej, jako piernik z tego samego co Autor rocznika, nie pozostaję obojętny wobec tego fragmentu. Kiedy cała powieść?
Odpowiedz
23 listopada 2009 o 21:40
Czyżby Lelum była pierwowzorem tytułowej Pyzy z jednego z opowiadań w „Brzytwie”? ;-)
Odpowiedz
Lelum Napisał:
listopad 24th, 2009 o 10:41
W ogole nie poczuwam sie. Poza tym jestem mlodsza!
Odpowiedz
25 listopada 2009 o 21:27
Chwała naszym kolegom i kolegom kolegów też!
Odpowiedz