Artur Nowaczewski, trómiejski poeta i krytyk, współpracownik „Czwórek”, oprócz literatury ma jak wiadomo, jeszcze jedno szczególne zamiłowanie: do chodzenia.
„13 kwietnia 1998 roku zacząłem zliczać kilometry pokonane podczas wycieczek. Jedyny warunek – wycieczka musi mieć powyżej 10 km – napisał wczoraj na swoim blogu. – Od prawie dwunastu lat bije ten licznik. Wiedziałem, że w tym roku stuknie mi 10 tysięcy kilometrów. Myślałem nawet, że jakoś to uczczę – wezmę do plecaka buteleczkę rumu i symbolicznie wypiję toast w niebo. Jeśli nie w górach, to chociaż na Mierzei Helskiej, czy coś… Życie jak zwykle krzyżuje takie frajerskie plany. Przegapiłem zwyczajnie swój jubileusz. Któregoś wieczoru, jakoś na początku grudnia wyszedłem od Dawida, we Wrzeszczu – do kolejki było jeszcze dużo czasu, więc połykałem kolejne kilometry i stacje, idąc w stronę Gdyni. Teraz, gdy przeliczyłem kilometry, okazuje się, że na liczniku jest 10.006 km. Gdzieś w bezsennej nocy między Wrzeszczem a Gdynią, jak na ironię niedaleko od miejsca, gdzie się wszystko zaczęło – stuknęło mi dziesięć tysiecy…”
Serdecznie gratulujemy, a Czytelnikom polecamy umieszczony w tej samej notce poetycki „strumień świadomości […] Zapisany niemal bez poprawek, jednym ciągiem w jakieś półtorej godziny […] najkrótszy zapis tych 10 tysięcy kilometrów i tych prawie 12 lat marszu”.
30 grudnia 2009 o 13:26
‚była stabilzacja i była kobieta
lecz kobiety mijają, tyją i zdradzają, starzeją się szybko
nie to, co taki Matterhorn.’
ciekawe co na takie dictum czytelniczki 44 hehe
Odpowiedz
30 grudnia 2009 o 19:58
Nie wierze, zeby Nowaczeski tyle kilasow przerobil. No bo dlaczego mialbym mu wierzyc? Bo tak mowi? Przeciez to poeta.
Odpowiedz
02 stycznia 2010 o 17:38
Właśnie dlatego, że jest poetą trzeba mu wierzyć!
Odpowiedz