W dziedzictwie „Solidarności” najważniejsza jest dla mnie idea moralnej rewolucji, w historii Polski regularnie odkrywana i zapominana. W „S” być może chodziło nawet o coś więcej niż moralna rewolucja – o rewolucję ducha. Dla mnie to zwieńczenie polskości i przejaw obecnego w Polakach prądu religijnego.
Moralne rewolucje są potrzebne, bo wtedy ludzie czują, że żyją. To dla nich najpełniejszy moment w życiu. Moralna rewolucja polega na tym, że stajemy się lepsi. Można o tym mówić – za ks. Tischnerem – jak o „przebudzeniu sumień”. Albo – za Janem Pawłem II – o „bierzmowaniu dziejów”.
W moralnej rewolucji nie chodzi tylko o to, że człowiek zaczyna myśleć o swoim własnym życiu przede wszystkim w takich kategoriach jak „dobro i zło” czy „godność”. To przemiana nie tylko indywidualna, ale społeczna. Moralna rewolucja nie ogranicza się do jednostki czy małej grupy. W czasach „S” ogarnęła największą chyba liczbę ludzi w historii Polski – chociaż oczywiście nie wszystkich. Stała się istotą społeczeństwa.
Rewolucja moralna trwa oczywiście tylko chwilę. Dziś trudno nam zrozumieć „S” właśnie dlatego – jesteśmy na innym etapie historii. „S” była wszechogarniającym ruchem społecznym, a my dziś funkcjonujemy w logice instytucji. Każdy buduje własne życie na własny rachunek. Budujemy instytucje, w których pracujemy. Nie potrzebujemy już do tego jakiegoś wzmożenia ducha. Tamte czasy są zupełnie inne niż to, co nas dziś otacza.
Czasami potrzebny jest powrót do czasów moralnej rewolucji, żeby zobaczyć, że można o życiu myśleć w inny sposób – inaczej niż według logiki prywatnego interesu. Że można spojrzeć na własne życie z absolutnego punktu widzenia. W czasach „S” moralność była tym, co pozwalało zrozumieć rzeczywistość. Dziś ten schemat nie jest nam potrzebny. Coraz większe obszary życia wymykają się moralnej ocenie. W czasach „S” ekonomia była rozumiana jak w papieskiej encyklice „Laborem exercens” albo w myśli Tischnera – czyli przede wszystkim jako przestrzeń, w której człowiek może realizować swoją własną godność i w której może sprawiać, że życie innych też będzie się stawało lepsze. Dziś ekonomia stała się obszarem neutralnym moralnie, poza logiką dobra i zła. Podobnie stało się z polityką. Te dziedziny życia stają się zamkniętymi, oderwanymi systemami, z których ludzie nie potrafią się wyrwać i na które nie potrafią spojrzeć z zewnętrznej perspektywy.
Sama „S” to powtórzenie polskiego historycznego doświadczenia na zwielokrotnioną skalę. To dziedzictwo jest cały czas odkrywane na nowo. Moralna rewolucja pojawia się u romantyków, u których widać pęd do umoralnienia całej rzeczywistości. Podobnie było z polskimi socjalistami z przełomu XIX i XX w.: to zresztą Edward Abramowski wymyślił hasło moralnej rewolucji. Podobna idea pojawiła się w czasach sanacji, która też miała być ruchem moralnej odnowy. Dlatego „S” była odkryciem w większej skali tego, co Polacy odkrywali cały czas: rzeczywistości społecznej jako sfery moralnej. To wraca regularnie w polskiej historii. Idea „S” będzie wracała, bo jest właściwa Polakom i polskości.
Michał Łuczewski
———-
Wypowiedź w rocznicowej ankiecie młodych socjologów, opublikowanej przez „Gazetę Wyborczą” z 28-29 sierpnia.
10 września 2010 o 12:26
Ciekawie brzmi w zestawieniu ze zdaniami o rewolucji moralnej, czyli czasie wyjątkowym – stanie wyjątkowym, wypowiedź Marka Cichockiego z jego tekstu „Solidarność jako Lud Boży”:
„Istnieje zasadnicza różnica między stwierdzeniem, że tego typu wyjątkowe zdarzenia mogą przybliżyć daną zbiorowość do etycznego i religijnego ideału życia w prawdzie; że dają nam uwierzyć, iż zbiorowość taka może wznieść się ponad swoją przeciętność i wydobyć z siebie to, co najlepsze, a stwierdzeniem, iż tego typu wyjątkowe zdarzenia są dowodem na to, że można ostatecznie przełamać policzną, historyczną i społeczną kondycję człowieka i tą drogą ustanowić trwałą, idealną, moralną społeczność na ziemi. Pomijam już teologiczne kwestie takiego zjawiska. Koncentruję się na ich politycznym charakterze. To drugie stanowisko sprawia, że doświadczenie Solidarności, jako wydarzenie wyjątkowe czy wręcz cudowne, zyskuje maksymalne znaczenie moralne i religijne, to jednak ograbione zostaje ze swego znaczenia i charakteru politycznego. Jest to perspektywa jawnie fałszywa, bowiem pierwsza Solidarność ze względu na swoją dyskursywność, polemiczność i odniesienie do najgłębszych pokładów narodowej i religijnej tradycji była wydarzeniem na wskroś politycznym.”
Gdzieś w tle obu wypowiedzi widać zasadnicze różnice teologiczne, czy wręcz religijne autorów. Coś jak echo konfrontacji misjonizmu z mesjanizmem sprzed 2 lat…
Odpowiedz