Jedynie nieśmiertelność może zabić religię, a bez osiągnięcia nieśmiertelności nie jest możliwe istnienie żadnego idealnego społeczeństwa. Taką tezę wygłasza Boris Groys w rozmowie, którą przeprowadziłem z nim dla najnowszego wydania „Europy” (dodatku do bieżącego „Newsweeka”). Filozofa tego można uznać za jednego z najbardziej prowokacyjnych i nieszablonowych myślicieli naszych czasów. Podobnie jak jego kolegę, słynnego Petera Sloterdijka (obaj wykładają w Akademii Sztuk Pięknych w Karlsruhe).
Groys to emigrant z ZSRR. Ten czynnik wiele wyjaśnia. Rosyjskość bowiem bardzo mocno daje tu znać o sobie. Wyraża się to w swoistym zainteresowaniu religią. Archetyp Rosjanina na tle archetypów innych narodów europejskich jest modelowym homo religiosus. Nawet rewolucja bolszewicka okazała się rewolucją quasi-teokratyczną (z kultem Lenina czy Stalina). Jeśli mielibyśmy zatem dziś wypatrywać spadkobierców rosyjskiej filozofii religijnej stuleci XIX i XX (od Władimira Sołowjowa po Aleksandra Kożewnikowa vel Alexandre’a Kojeve’a), to prędzej czy później zauważylibyśmy Groysa.
Filozof z Karlsruhe konstatuje bankructwo sekularnych idei – idei, które dały początek projektom mającym na celu rugowanie religii z przestrzeni społecznej. Stało się tak dlatego, iż sekularne idee nie zajmują się śmiercią. Przykładem jest chociażby liberalizm, który „interesuje się tylko żywym człowiekiem jako producentem i konsumentem. Chodzi jedynie o to, żeby konsument coś kupował. Martwy konsument już niczego nie kupi”.
Ale tak naprawdę mamy do czynienia ze swoistym podziałem zadań. „W gestii państwa laickiego oraz utopijnych, sekularnych ideologii jest sfera postępu – wszystko, co jest związane ze wzrostem gospodarczym, z podwyższaniem stopy życiowej, z zapewnianiem ludziom bezpieczeństwa. Postęp to rozwój linearny. Religia natomiast obsługuje czas cykliczny. Rytuał to nieustanne powtarzanie, to reprodukcja. W obrębie tej przestrzeni następuje reprodukcja określonych form małżeństwa i rodziny, reprodukcja narodzin i śmierci. Tak więc państwo laickie zajmuje się tym, co przesuwa się do przodu, religia zaś tym, co stoi w miejscu. Tak naprawdę, wbrew pozorom, bardzo wiele rzeczy stoi w miejscu, bo się powtarza…”
Słuchając tej wypowiedzi Groysa, uświadomiłem sobie, że w takim podziale zadań nie mieści się pewien wyjątek. A to z tego powodu, iż chodzi o zjawisko uchodzące ze względu na swoje formy instytucjonalne za system religijny (cena niestoczenia się do poziomu sekty), a będące w swej istocie czymś, co ramy religii przekracza. Tak, jest nim chrześcijaństwo jako kontynuacja i pogłębienie wiary Abrahama. Odrzuca ono prymat praw natury – pogańskich praw wiecznego powrotu – nad człowiekiem. To człowiek ma sobie czynić ziemię poddaną. Chrześcijaństwo opisuje rzeczywistość historycznie, w kategoriach postępowych, a więc wedle schematu czasu linearnego, a nie cyklicznego. To jest mesjanizm.
Być może nie przypadkiem tacy wskazywani przez Groysa lewicowi myśliciele, jak Alain Badiou, Giorgio Agamben, Slavoj Žižek, szukają inspiracji w listach świętego Pawła. Lewica przecież chce przezwyciężenia „fatum” wiekuistej reprodukcji. Tymczasem w chrześcijaństwie chodzi o narodziny „nowego człowieka”, o pokonanie śmierci i zmartwychwstanie. A więc o nowe otwarcie.
Groys się z tym nie zgadza. Inaczej postrzega chrześcijaństwo. Jak? Warto się tego dowiedzieć z całości rozmowy. Ciarki po plecach chodzą.
Filip Memches
———-
Tekst przytaczamy za stroną internetową autora.
06 października 2010 o 10:01
Czy to już jest w kioskach?
Odpowiedz
06 października 2010 o 10:35
@Sławuś
ten dodatek pojawia w Newsweek w pierwszy poniedziałek każdego miesiąca , więc powinien być od poniedziałku w kioskach
Odpowiedz