Weekendowy „Plus Minus”, dodatek do „Rzeczpospolitej” (datowany na 27-28 listopada), przynosi obszerny szkic Andrzeja Horubały o twórczości Wojciecha Wencla, w szczególności zaś o jego dwóch tegorocznych tomikach: „Podziemne motyle” i „De profundis”. W tekście pod znamiennym tytułem „Patriotyzm w trupim pyle” krytyk pisze m.in.:
„Wencel pisał swoje wiersze od lutego 2010 roku. Pokazuje to, jak mit czekał na wydarzenie. Uzmysławia rzecz niesamowitą, że oto katastrofa smoleńska zrodziła się nie tylko jako owoc spotęgowanej zapiekłej politycznej nienawiści, ale także przez klimat duchowy, jakieś dziwne oczekiwanie na hekatombę, które wisiały w polskim powietrzu przed kwietniową tragedią.
Twórcą tego klimatu był przede wszystkim Jarosław Marek Rymkiewicz, który w oczywisty sposób patronując tomikowi Wencla, jest też głównym demiurgiem na polskiej scenie duchowej, trucicielem czy jak woli ktoś inny – wieszczem.
Poprzedzające katastrofę smoleńską tomy esejów – „Wieszanie” i „Kinderszenen” ukazywały ożywcze właściwości daniny krwi, mordu lub rzezi. Wskazywały na masakrę jako źródło założycielskiego mitu i wraz z wydawanymi w tym czasie tomikami poezji – celebrowały obrazy śmierci, zwłok, rozkładu. Dopełniały, a może raczej zniekształcały wielki wysiłek twórców polityki historycznej, w tym kreatorów Muzeum Powstania Warszawskiego, przydając mu jakiegoś niepokojącego pierwiastka pogańskiego kultu śmierci i krwi.
Gdyby tytułować domniemane recenzje z kolejnych wypowiedzi Jarosława Marka Rymkiewicza po angielsku, mielibyśmy fantastyczne tytuły do jakichś heavy metalowych albumów <Apetite for Massacre> albo po prostu <Hang’em All>. Nieuprawnione szyderstwo? Ale przecież sam Wencel w wierszach przyznający się do słuchania Haendla czy Purcella, gdy pozostawał sam i nikt go nie widział, katował się Rammsteinem czy innymi ciężkimi brzmieniami.
Atmosfera życia duchowego Polski zgęstniała od nienawiści partyjnych funkcjonariuszy, szczujących się nawzajem, została doprawiona jakimś widmem krwawej katastrofy, zarażona śmiercią, apokalipsą.
Z boku, niezależnie od Rymkiewicza do pieca narodowej wyobraźni dorzucali wchodzący w wiek średni twórcy magazynu apokaliptycznego <Czterdzieści i Cztery>, którzy w manifeście neomesjanistycznym głosili pochwałę życia w obliczu zbliżającej się totalnej katastrofy.
Gdy tupolew z 96 osobami roztrzaskiwał się w smoleńskim lesie, artyści mieli już przygotowane ramy, w których da się zamknąć narodową tragedię. Artyści, dziennikarze, Polacy pamiętający żałobę po papieżu. Ale przede wszystkim – poeci”.
W konkluzji eseju Horubała ocenia: „To dobrze, że tomik <De profundis> przynosi solidnie wykonane wiersze. Mocno brzmiące, wciagające muzycznością, jak choćby pełne urody inkantacje związane z rzezią wołyńską… Bo tym czytelniejsza staje się wizja Wojciecha Wencla, sztandarowego poety pisma <Czterdziesci i Cztery>, i tym bardziej sensowna staje się rozmowa o stanie ducha polskiej prawicy.
Bo czy rzeczywiście ktoś taki jak ja, kto uznaje za haniebne zachowanie polskich władz w sprawie śledztwa smoleńskiego, ktoś kto wybucha szyderczym śmiechem na wspomnienie rzecznika polskiego rządu dukającego po rosyjsku przeprosiny pod adresem postsowieckich specsłużb, ktoś, kto wreszcie czuje, że coś w tym musi być, że katastrofa Tu-154 zdarzyła się – według porządku liturgicznego – w piątą rocznicę śmierci Jana Pawła, w kolejną wigilię święta Miłosierdzia Bożego, czy ktoś taki musi w pakiecie dostawać twórcę uprawiającego poetycką nekrofilię? Zafascynowanego rozkładem, zwłokami, trupim pyłem?!
Owszem, dziwne i dwuznaczne były te nasze kwietniowe przeżycia, bo w zgromadzeniach i uroczystościach Polacy odnajdywali patos, wzruszenie, odnajdywali piękno i swoiste szczęście płynące ze zbiorowej identyfikacji…
Przejmujące jest to nieskończenie żałoby, ciągły stan niedomknięcia sprawy, brak jakiejkolwiek wiedzy, co naprawdę wydarzyło się pod Katyniem. Ale na Boga, gdy Wencel, inkrustując wiersze czaszkami, zaprasza mnie do oglądania zdjęć zwłok sprzed lat, to czy mam spokojnie czekać, aż ktoś dostarczy mu fotografie ciał ofiar smoleńskiej katastrofy? Czy na tym ma polegać patriotyzm?!”.
27 listopada 2010 o 0:19
„To Rymkiewicz, Wencel i ?Czwórki? przygotowali grunt duchowy pod smoleńską tragedię” …Ależ pierdolety.
Odpowiedz
27 listopada 2010 o 14:16
Czyżby celebryta Horubała poczuł się zagrożony w stworzonej przez siebie legendzie nalepszego ochleja i jebaki i z zazdrości kosi Wencla?
PS
Potwierdza się też nauka o. Salija aby o swoich upadkach lepiej nie opowiadać nikomu!
Odpowiedz
DEE Napisał:
listopad 27th, 2010 o 15:45
JAKA JEST ARGUMENTACJA?
Odpowiedz
27 listopada 2010 o 15:02
Ciekawi mnie jeden wątek: Horubała pisze że Wenclowe upadki są „banalne”. Aż się prosi o kontrprzykłady niebanalnych;)
Odpowiedz
Obserwator Napisał:
listopad 27th, 2010 o 15:05
O skonsumowaniu partnera jednego przez drugiego gazety w Niemczech pisały jakiś czas temu, ale nie pomnę, czy jedzony żył jeszcze, czy już był martwy ;->
Odpowiedz
Sławuś Napisał:
listopad 27th, 2010 o 17:06
U nas Żuławski już dawno film o tym nakręcił. Fajne momenty były.
Odpowiedz
28 listopada 2010 o 16:13
Horubała? A kto to jest? Jeżeli Rzepa publikuje takie teksty, to upadła na pysk. Co się zatem dzieje z Pawłem Lisickim? Czyżby „dojrzał” i zmienia front?
Odpowiedz
29 listopada 2010 o 11:22
Że W. i JMR grunt pod katastrofę przygotowali… :) Rozum p. Horubały zaćmiony musi.
Odpowiedz
29 listopada 2010 o 22:28
Tak w ogole to ten pomysł Horubały troche przypomina jeden ulubionych tematów Żiżka (raz napisał, zawsze napisał): że amerykanski popkalczer przed zamachem na wieże WTC lubował sie wizjami płonących drapaczy na Jorku atakowanych przez kosmiczne najcześciej inwazje. I oto ludziska w Stanach dostali to, czego podświadomie pragneli. Niby ich walnęło, ale w sumie pod spodem była rozkosz i spełnienie. Faktycznie, jak się na ff zagladało po kwietniu, to panował tam – przepraszam jesli kogoś urażę – taki permamentny orgazm – nareszcie i my dostąpiliśmy wielkosci, dziejowa tragedia puka do drzwi. Masa cichych i skapcaniałych ożywiła się, pięćset wpisów na dzien, wypieki na twarzy… Niektórym nie przeszło. To znaczy wypieki im przeszły w pryszcze. Ale w sumie, czy mnie to interesuje? Zbawienie nadejdzie (jesli nadejdzie) tylko ze skrajnej lewej strony…
Odpowiedz
Obserwator Napisał:
listopad 29th, 2010 o 22:36
To ja na potwierdzenie dorzucę mój ulubiony motyw: żywione z całkowitym przekonaniem i podsycane w publicystyce niejednego autora absurdalne przekonanie, że oto rodzima widownia, obejrzawszy w telewizorze wrak tupolewa, jakimś niepojętym dla mnie cudem została w jednej chwili przemieniona z biernej publiki w aktywnych uczestników historii krajowej i tym samym włączona w łańcuch pokoleń, przez wieki dających dowody patriotyzmu w powstaniach, wojnach i konspiracjach, dożywając szczęsnej chwili powrotu z wygnania w postpolityczną próżnię do samego rdzenia historii, która ponownie nawiedziła ojczyznę naszą cierpiącą ;-)))
Odpowiedz
29 listopada 2010 o 22:30
autokorekta: lubował się w wizjach, albo podniecał się wizjami.
Odpowiedz