W „Rzeczpospolitej” z 23 sierpnia ukazał się artykuł Filipa Memchesa Manowce walki z rusofobią, w którym czytamy m.in.:
Rok 2008 uchodzi za przełomowy, jeśli chodzi o polską politykę wschodnią. Tacy jej obserwatorzy jak zmarły rok temu ukraiński historyk Bohdan Osadczuk mówili wtedy wręcz o neoendeckiej wolcie i rezygnacji z doktryny Giedroycia, która obowiązywała od chwili krachu ZSRR. Priorytetem stała się poprawa stosunków polsko-rosyjskich kosztem zbliżenia z Ukrainą. W roku 2009 przy okazji wizyty Władimira Putina w Polsce Radosław Sikorski na łamach ?Gazety Wyborczej” wręcz zadeklarował odwrót od ?idei jagiellońskiej”.
[…] Polska polityka wschodnia minionych czterech lat świadczy jednak o tym, że rusofobia nie zawsze owocuje antyrosyjskim awanturnictwem. Może również owocować kapitulanctwem wobec Rosji, jak to miało szczególnie miejsce po 10 kwietnia 2010 roku.
[…] Tekst byłej szefowej MSZ [Anny Fotygi] ilustruje to, co można byłoby określić mianem polskiego inteligenckiego pięknoduchostwa. To postawa obca platformerskiemu prowincjonalnemu cynizmowi, który – jeśli chodzi o spojrzenie na to, co się dzieje za wschodnimi granicami – określa dewiza: ?moja chata z kraja”. Paradoksalnie natomiast retoryka zaprezentowana przez Annę Fotygę mało odbiega od chociażby retoryki Adama Michnika. Mamy tu ciepłe i przyjazne nastawienie do Rosji, ale jako kraju, w którym zarówno władzę polityczną, jak i rząd dusz sprawują dzisiejsi dysydenci. Takiego kraju jednak nie ma.
Przedstawione w artykule tezy spotkały się z polemiką Macieja Motasa, publicysty „Myśli Polskiej”, na którą Memches odpowiedział na łamach portalu „Rebelya”.