W przeciwieństwie do Filipa Memchesa uważam, że dla amerykańskich chrześcijan nie miało znaczenia kto zostanie 44. prezydentem USA. W obu wypadkach ich pragnienia i polityczne postulaty pozostałyby w tej szufladzie prezydenckiego biurka.
Być może McCain rzuciłby im jakieś ochłapy w postaci ucięcia federalnych dotacji dla kilku pogańskich organizacji, ale i ze strony Obamy nie należy podobnych gestów wykluczyć. Natomiast w sferze prawnej nie dokonały by się żadne zmiany. Osiągnięty wspólnym wysiłkiem Amerykańskiego narodu „postęp” nie zostałby zawrócony, obowiązujący „konsensus” zostałby zachowany. Dwie kadencje Busha jr. obaliły mit potężnej i wpływowej religijnej prawicy made by USA. Okazała się ona kolejną z rzędu grupą społeczną, której trzeba coś obiecać by zyskać jej poparcie. W czasach jednak gdy składane przez polityków obietnice uległy dewaluacji, są one tylko i wyłącznie częścią przedstawienia- teatrem jednego aktora i wielu marionetek.
Rodzi się pytanie jak długo amerykańska religijna ekstrema będzie godziła się tkwić na marginesie Partii Republikańskiej? Ile wody w Missisipi będzie musiało upłynąć zanim w końcu zobaczy, że rozwiązaniem ich problemów nie jest ten czy inny kandydat na prezydenta, ta czy inna partia, ale liberalna demokracja, którą własnoręcznie stworzyli, w którą wierzą jak w Biblię i za sprawą której będą mogli do końca świata walczyć o zakaz aborcji i delegalizację homozwiązków.
I można mieć tylko nadzieję, że zapowiadany przez Memchesa czas niesienia krzyża w końcu zrzuci z ich oczu bielmo, które przesłania to co oczywiste. Powołanie chrześcijanina nie realizuje się poprzez chodzenie na kompromisy i szukanie konsensusów, dbanie o mniejszości i to najważniejsze sondaże, ale branie krzyża i naśladowanie Chrystusa, nawet jeżeli ma to oznaczać tkwienie w katakumbach wielkiej albo i małej polityki.
Łukasz Łangowski
05 listopada 2008 o 23:34
na pewno Obama przełamał stereotypy
widać to po okładkach gazet:
http://zpierwszej.biznes.net/blogposts/view/15905-Obama_tak,_mozemy_.html
wcześniej murzyn na okładce musiał kojarzyć się z King-kongiem porywającym białą kobietę (LeBron, koszykarz) albo z mordercą białej kobiety (OJ Simpson, celebryta).
Odpowiedz
14 listopada 2008 o 20:28
Zwykle ideologie w swojej skrajności są złe. Dotyczy to też liberalizmu. Nie ma systemów, opcji idealnych, tak jak nie ma idealnych ludzi. Nic nie załatwi liberalizm również w demokracji, gdy ludzie z powodu egoistycznych pobudek będą dostosowywać prawo. Zapomną o naturalnym prawie, którego winni przestrzegać, zapomną o prawie, które chroni najsłabszych. I przechodzimy w ten sposób do liberalizmu w gospodarce. Nie o wszystkim może decydować rynek jak chcą liberałowie, określając kapitalizm gospodarką rynkową. To, że w gospodarce rynkowej (kapitalistycznej) potrzebny jest interwencjonizm pokazał kryzys w USA, który ma swój początek w finansach. Do facto rząd USA w części upaństwowił ważne instytucje finansowe, bo nie wszystko może „pójść na żywioł”. To samo zrobiła zagrożona Europa (Francja, Niemcy). Łukasz zadaje pytanie o los religijnej prawicy w USA. Tam prawie wszyscy wierzą mówiąc o sobie jestem chrześcijaninem. Tak może o sobie powiedzieć Obama i McCain. Jest jednak różnica i tą różnicą jest prawica, która niestety przegrywa, bo przegrywa w mediach. Media jak mantrę powtarzają, że prawica jest zaściankowa i niewykształcona. Nie chcę użyć słowa głupia.
Odpowiedz